logo
FA 11/2022 w stronę historii

Marcelina Smużewska

Prometeusz PRL-u

Prometeusz PRL-u 1

Sylwester Kalicki Źródło: Wikipedia

Kaliski wykorzystał lasery do podgrzania plazmy i zapoczątkowania procesu. Wymyślił też sposób sprzęgania fal w zamkniętym pierścieniu, a mikrosyntezę chciał indukować za pomocą niewielkich wybuchów. Problemem za każdym razem była jednak stabilność i możliwość kontrolowania tej technologii.

Od kogo Polska powinna kupić technologię atomową? Od Francji, Chin, Stanów czy Korei? A może nie powinna wcale, dostrajając się do niemieckiej polityki „Energiewende”? Czy jest jakaś trzecia opcja? Zagrać wszystkim na nosie i wykorzystać własny potencjał naukowy? Czemu nie?

W historii polskiej nauki taki pomysł już się kiedyś pojawił w wizjach Sylwestra Kaliskiego, profesora Wojskowej Akademii Technicznej. Ten człowiek miał wszystko: wiedzę, talent, wizję, charyzmę, pozycję, która gwarantowała mu dostęp do najważniejszych uszu w kraju. Pracował nad laserową syntezą termojądrową, która (w teorii) mogła dostarczyć niewyczerpywalnego źródła energii. Technologia ta mogła także przyczynić się do zbudowania polskiej bomby wodorowej. Projekty Kaliskiego można określić mianem prometejskich, ponieważ gdyby zostały w pełni zrealizowane, zmniejszałyby naszą zależność od ZSRR. Tę szansę dostrzegał także Edward Gierek, dlatego chętnie wspierał profesora w jego eksperymentach.

Wczesne lata

Sylwester Damazy Kaliski urodził się 19 grudnia 1925 roku w Toruniu. Ojciec Wincenty był wojskowym, a matka Waleria gospodynią domową. Z racji miejsca zamieszkania rodzice Sylwestra kończyli szkoły niemieckie, a ojciec służył podczas I wojny światowej w Wehrmachcie. Młody Kaliski chodził już jednak do szkoły polskiej. We wrześniu 1939 roku był w pierwszej klasie gimnazjum. Podczas wojny wywożono go na roboty do Rzeszy, ale uciekał. W 1943 r. wcielono go do Kriegsmarine. Mówiono, że stało się tak, bo ojciec Sylwestra podpisał volkslistę. Sam zainteresowany twierdził, że był to los wszystkich Pomorzan przebywających wtedy w tej konkretnej niemieckiej fabryce. W każdym razie służby nie podjął, za co trafił do więzienia wojskowego. Wszyscy Kaliscy przeżyli wojnę, choć znaczną jej część spędzili w obozach koncentracyjnych. Takie doświadczenie zmienia człowieka na zawsze.

Po wojnie Kaliski zdał maturę w toruńskim liceum matematyczno-fizycznym im. Stefana Żeromskiego. Jesienią 1945 r. rozpoczął studia na Wydziale Inżynierii Politechniki Gdańskiej (ze specjalnością budowy mostów i budownictwa przemysłowego). Był to dobry wybór, zważywszy na potrzebę odbudowy kraju z pożogi wojennej. Kaliski w terminie i z bardzo dobrym wynikiem ukończył studia, a jako asystent pracował już od trzeciego roku studiów. Publikować zaczął też jeszcze jako student. Pierwsza praca nosiła tytuł Pasmo płytowe nieskończenie długie sprężyście zamocowane na dźwigarach. Już po tym wczesnym projekcie widać, że miał zamiłowanie do rzeczy spektakularnych i nowatorskich.

Po studiach pracował jako asystent, a potem adiunkt w Katedrze Budowy Mostów. Jednocześnie angażował się w pracę Zakładu Mechaniki Budowli. Projektował budynki dla przemysłu. Pracował też w szkole wieczorowej. Dodatkowo, samodzielnie dokształcał się z matematyki i fizyki. W 1950 r ożenił się z Ireną Jankowicz, która była stomatologiem. Po czterech latach urodził się im syn Wojciech Sylwester.

W tamtym czasie służba wojskowa była „zaszczytnym obowiązkiem wszystkich obywateli” (Dz.U. 1950, nr 6 poz. 46), dlatego w 1950 r. Kaliski rozpoczął kurs oficerów rezerwy w Centrum Wyszkolenia Kwatermistrzowskiego w Poznaniu. Mimo że – jak sam deklarował – „nie posiadał zamiłowań w kierunku wojskowości”, w 1951 roku rozpoczął zawodową służbę wojskową. Kulisy tej decyzji trudno wyjaśnić. Może podczas rocznego kursu zmienił opinię o siłach zbrojnych, być może uległ naciskom albo też dostrzegł w armii perspektywicznego sojusznika. Tego się już nie dowiemy. W każdym razie po tej decyzji był już nie tylko innowacyjnym budowniczym mostów, naukowcem, ale też oficerem Ludowego Wojska Polskiego, co pomagało mu w karierze.

Kariera w Wojskowej Akademii Technicznej

Wiosną 1951 roku został pracownikiem Wojskowej Akademii Technicznej im. Jarosława Dąbrowskiego w Warszawie. Trzeba wiedzieć, że w tej epoce była to szczególna instytucja. Przez władzę traktowana jako jednostka wiodąca, bo prowadziła prace, które wspierały Związek Radziecki w „zimnej wojnie”. Niczego bardziej priorytetowego wtedy nie było. Kaliski początkowo trafił do Katedry Mechaniki Teoretycznej i Wytrzymałości Materiałów. Pracę kandydacką obronił w 1954 roku. Nosiła tytuł Stateczność udarowa pręta. Mając zaledwie 29 lat został pracownikiem Instytutu Podstawowych Problemów Techniki PAN, co oznacza, że już wtedy cieszył się szacunkiem środowiskowym. W 1956 roku habilitował się na podstawie pracy Pewne problemy brzegowe dynamicznej teorii sprężystości i ciał niesprężystych. Rozprawa miała charakter niejawny i podobno tak naprawdę dotyczyła budowy rakiet. Tego samego roku Kaliski zaczął wykładać zagadnienia z zakresu obrony przeciwatomowej, a trzy lata później został kierownikiem Pracowni Teorii Drgań Ośrodków Ciągłych. Od 1961 roku był szefem Katedry Podstaw Mechaniki i Fizyki Technicznej. W bibliografii prac Kaliskiego wyraźnie widać przejście z zagadnień budownictwa w kierunku fizyki doświadczalnej, chociażby techniki laserowej. Profesorem został w wieku zaledwie 33 lat.

W 1961 r. był zastępcą komendanta WAT do spraw naukowych. W latach 1967-1974 komendantem-rektorem WAT. Uczelnią zarządzał sprawnie, zmodernizował ją poprzez nowe kierunki badań, dbał też o jej dobry PR. Równolegle z karierą akademicką rozwijała się jego kariera wojskowa. Pułkownikiem został w 1960 roku w wieku 35 lat, a generałem brygady sześć lat później. Najwyższą rangę w wojsku otrzymał w 1972 r. i został generałem dywizji. Tytuły te były w dużej mierze prestiżowe, bo wartość Kaliskiego nie wynikała z jego umiejętności bojowych, lecz naukowych. Czynną służbę zakończył w 1975 roku.

Sukces naukowy

W 1972 roku Sylwester Kaliski i inny zdolny profesor WAT-u, Zbigniew Puzewicz, wybrali się na Kongres Atomistyki do Kanady. Tam wysłuchali wykładu Edwarda Tellera, „ojca amerykańskiej bomby wodorowej”, który sugerował, że syntezę termojądrową da się uzyskać z wykorzystaniem laserów i że temperatura konieczna do jej wykorzystania jest niższa niż na Słońcu, a więc możliwa do uzyskania. To nie dawało spokoju obu uczonym, zwłaszcza Kaliskiemu. Zyskali przychylność władz projektem niewyczerpywalnego źródła energii, jakim miała być synteza termojądrowa. Przedsięwzięcie było skomplikowane i wymagało obejścia amerykańskiego embarga na zakup komponentów, zwłaszcza nowoczesnych laserów. W tym celu tworzono poza granicami kraju fikcyjne przedsiębiorstwa rządowe, nawiązywano kontakty z organizacjami terrorystycznymi, jak IRA czy ETA, bo one de facto trudniły się dostarczaniem takich zakazanych elementów. Rok 1973 okazał się przełomowy. Kaliski dzięki laserom uzyskał temperaturę 10 mln kelwinów i został na krótko bohaterem narodowym.

Mikrosynteza to metoda czysta, ponieważ produkt reakcji – w tym przypadku hel – jest nietoksyczny. Reakcja polega na łączeniu jąder lekkich pierwiastków (izotopów wodoru) – deuteru i trytu. Masa jądra helu (4) jest lżejsza od sumy składników izotopowych (3+2), w efekcie wytwarza się energia. Wynika to z popularnego równania Einsteina E = mc2. Takie zjawisko odbywa się we wnętrzu gwiazd, a więc i na Słońcu. Gwarancją powodzenia mikrosyntezy jest stworzenie odpowiednich warunków. Surowcem do przeprowadzenia syntezy jest woda morska (bo zawiera deuter), więc była to technika tania. Kaliski wykorzystał lasery do podgrzania plazmy i zapoczątkowania procesu. Wymyślił też sposób sprzęgania fal w zamkniętym pierścieniu, a mikrosyntezę chciał indukować za pomocą niewielkich wybuchów. Problemem za każdym razem była jednak stabilność i możliwość kontrolowania tej technologii. Jej potencjalne zastosowania były nieograniczone: od taniego źródła energii po broń. Elementy laserowe wykorzystywane przy mikrosyntezie znalazły zastosowanie w medycynie, komunikacji i uzbrojeniu. Nieocenione zasługi ma tu prof. Puzewicz, który początkowo uczestniczył w eksperymentach nad mikrosyntezą, ale potem się wycofał, nie widząc szansy na powodzenie projektu. Skupił się jednak na laserach, co okazało się dobrym wyborem.

Ze świata nauki do świata polityki

Kaliski nie był typem działacza politycznego. Do partii wstąpił późno i raczej z konieczności w 1959 roku. Inaczej nie mógłby zostać pułkownikiem. Był posłem. W 1974 roku otrzymał tekę ministra nauki, szkolnictwa wyższego i techniki. Jak sądzę, zadecydowały o tym cechy osobowościowe Kaliskiego, jego charyzma, dobre relacje z decydentami. Nie bez znaczenia było także to, że cieszył się sławą wybitnego uczonego. Jego rządy w ministerstwie to próba usamodzielnienia ośrodków naukowych, zwiększenia roli czynników merytorycznych wobec ideologicznych. Służby wywiadowcze i partyjne nie zamierzały jednak dać Kaliskiemu zbyt dużo swobody. Wydaje się, że praca w ministerstwie go nużyła. Czuł, że nie może zbyt wiele zmienić, dlatego chętnie wracał do pracy naukowej. Lata 1974-1978 były najpłodniejsze w jego karierze. Od 1976 r. stał na czele Instytutu Fizyki Plazmy i Laserowej Mikrosyntezy, gdzie kontynuował swoje eksperymenty.

Tragiczny koniec

W 1978 roku projekt syntezy termojądrowej nagle przestał być kontynuowany, ponieważ gen. Kaliski zmarł 16 września na skutek obrażeń odniesionych w wypadku samochodowym. Do zdarzenia doszło parę tygodni wcześniej, gdy generał jechał na urlop razem ze swoją małżonką. Józef Jacek Pawelec sugeruje, że doszło do zamachu, a nie wypadku i że zorganizowali go Rosjanie, obawiając się efektów prac Kaliskiego. Jako dowody przedstawia liczne błędy i niedopatrzenia w prowadzonym śledztwie. Wskazuje też na bliskość tajnej bazy radzieckiej w miejscowości Borne Sulinowo (generał jechał do Kołobrzegu, a wypadek miał miejsce w okolicach Koszalina). O tym, że Kaliski nie zginął przypadkowo, wspominał też były premier Piotr Jaroszewicz. Syn zmarłego, Wojciech Kaliski, w wywiadzie z 2020 r. stwierdził, że najprawdopodobniej ojciec zwyczajnie zasnął podczas prowadzenia auta, ponieważ noc poprzedzającą wypadek spędził nad sprawami związanymi z pracą. Co prawda przed laty Irena Kaliska zeznała, że mąż był wypoczęty, ale mogła tak mówić, by dbać o jego dobre imię i uchronić go przed kłopotami.

Często jest tak, że gdy dochodzi do tragedii, pojawiają się różne interpretacje zdarzeń. Kaliski był przecież znanym naukowcem i ministrem, ważną postacią w tamtym czasie. Prowadził strategiczne badania. Trudno przyjąć, że po prostu zginął w wypadku samochodowym. I niestety nikt go nie zastąpił. Projekt mikrosyntezy termojądrowej utknął w miejscu i szybko został zawieszony. Przez kolejne dekady nikt już do niego nie wracał, a Kaliskiemu próbowano przypinać łatkę hochsztaplera. Wydaje się jednak, że gdyby kontynuował swoje badania – a był zdolnym naukowcem i organizatorem – być może udałoby się w jakimś stopniu opanować reakcję termojądrową. Skoro w siermiężnej rzeczywistości PRL-u do wyobrażenia były tak spektakularne projekty, dlaczego dziś nikt na serio tego nie rozważa? Podobnie ma się sprawa z elektrowniami atomowymi. Mamy jeden reaktor eksperymentalny w Świerku, ale w kontekście ewentualnej budowy takiej elektrowni oglądamy się raczej za opcją zakupu technologii. Może warto się zastanowić, kiedy przestaliśmy w siebie wierzyć?

Wróć