Piotr Müldner-Nieckowski
Sprawy zaczynają przekraczać granice bezpieczeństwa. Multimedialny słownik szkolny PWN (wersja 2.0, pod redakcją Mirosława Bańki, 2006), podaje, że: nienawiść to uczucie, jakie żywimy wobec kogoś, kogo nienawidzimy. Patrzył na inżyniera z rosnącą nienawiścią… …nienawiść do świata. Jeśli ktoś nienawidzi jakiejś osoby, to czuje do niej bardzo silną niechęć lub wrogość i jest zdolny życzyć jej nieszczęścia lub cieszyć się jej nieszczęściem. Nienawidziła ludzi, którzy dręczą zwierzęta… Nienawidził matki za to, że go zostawiła… Jeśli nienawidzimy czegoś, to czujemy do tego bardzo silną niechęć lub sprawia nam to wielką przykrość. Najbardziej ze wszystkich rzeczy na świecie nienawidzę kłamstwa… Nienawistnikiem nazywamy kogoś, kto nienawidzi innych. Słowo używane z dezaprobatą. Nienawistny: Coś, co jest nienawistne, budzi czyjąś nienawiść. Między posiłkami katowano mnie łyżką nienawistnego tranu. Nienawistne może być wyrazem czyjejś nienawiści. Był stale wściekły, rzucał na mnie nienawistne spojrzenia… Szepnął tylko nienawistnie coś pod nosem…
A teraz jeszcze cztery słówka bez podpowiedzi słownika, bo z cytatów z własnej bazy danych. Nienawidzący to tyle co nienawistnik, osoba mająca uczucie nazywane nienawiścią. Nienawidzić (nie: *nienawidzieć) to mówić sobie: nie jestem nastawiony na widzenie czegoś, kogoś. Nie znoszę widoku tego. Nienawidzi się więc czegoś, kogoś (nie: coś, kogoś). Coś robi z nienawiści, bo jest pewien, że zrobi lepiej niż ten, kogo nienawidzi. Albo: robi z nienawiści, żeby dokuczyć. Czegoś nie robi z nienawiści, bo to uczucie blokuje mu rozum. Są jeszcze nienawidzeni przez nienawistników.
Sięgnijmy do bieżących lektur, telewizji, radia, gazet, kryminałów, arcydzieł i podsłuchiwanych rozmów w sklepie, tramwaju, na plaży, pod celą, w gabinecie; ale i do Biblii i dziejów… Tu dopiero są sygnały!
Nienawiść często funkcjonuje rozpoznawalnie, ponieważ sięga po utarte stereotypy, odrzuca fakty mniej typowe, z założenia usztywnia ogląd każdej informacji, przymierzając ją do schematu. Oko i ucho przyjmuje to jako normalność, nie dostrzega zła. Nienawistnik odrzuca też argumentacje, które negują jakiekolwiek pozytywy obiektu nienawiści i inne podstawy takiego uczucia. Sąsiad z trzeciego piętra jest idiotą, bo moja córka go nienawidzi… Nienawidzący po okresie utajenia i hamowania swej nienawiści przechodzi do fazy agresji. Gdyby kogoś chciał ukarać, ale nie znienawidzić, dałby mu kopa w tyłek, jednak po przyjściu nienawiści jest gotów wyciągnąć nóż. Od tego momentu nienawidzący jest źle oceniany nie tylko przez czujących pozytywnie, ale i przez tak samo nienawidzących, lecz jeszcze znajdujących się w fazie maskowania, zahamowanych z powodu lęku przed represją.
Nienawiść otępia między innymi w ten sposób, że bardzo utrudnia zapoznawanie się z ważnymi cechami obiektu nienawiści i hamuje rozpoznawanie, czy nienawidzimy słusznie, czy nie, a także czy nienawidzony nie jest przypadkiem sprawniejszy od nas, a więc niebezpieczniejszy niż się wydaje. Na przykład, gdy nienawistnik nazywa kurduplem kogoś, kto jest od niego wyższy, cięższy i trenuje judo.
Grupa nienawidzących zawsze jest podminowana pewnego rodzaju konkurencją. Nienawiść pracuje bowiem niczym narkotyk; i właściwie jest narkotykiem: daje swoistą przyjemność, ale także uzależnia i wymaga stałego zwiększania dawki. Fazy rozwoju uzależnienia są przedzielane mylącymi i zbyt krótkimi uspokojeniami nastroju, które nie pozwalają na odzyskanie poprawnego oglądu zmysłowego rzeczywistości, tym bardziej że nienawidzący w czasie chwilowego wygaśnięcia nienawiści automatycznie wpada w panikę, że ten stan może być oceniony jako zdrada samego siebie i nawet środowiska, własnej grupy. Lęk przed wykluczeniem ma siłę rażenia wstecznego (ku nienawistnikowi) mniej więcej taką jak faza narkotyczna nasilenia nienawiści. Różni się jedynie wektorem.
Informacjami na temat stanu swojej nienawiści nikt się z nikim nie dzieli, bo to by groziło przyznaniem się do wykluczającej słabości. Nienawidzący tylko zdawkowo utwierdzają się we wspólnocie nienawidzenia, ale w gruncie rzeczy są w swej nienawiści samotni. Nie zdają sobie jednak z tego sprawy, gdyż nienawiść każe (niektórzy napiszą „karze”, bo jest to zjawisko paradoksalnie represyjne) pozytywnie oceniać wszystkich nienawidzących w grupie, nawet idiotów i przestępców. Takie zawężenie horyzontu jest poważną przyczyną wyzwalania nienawiści degradującej, ogłupiającej. Koło się zamyka.
W pewnym momencie rozwoju choroby pojawia się paranoja, wywoływana przez nonsensy lęku i fałszywych emocji. Stan długo i skutecznie maskowany. W dyskusjach (patrz: telewizja) wyraża się nielogiczną agresją. Paranoik ma z góry opracowane, zautomatyzowane metody reakcji na rozmowę. Są to: 1) zwalczanie wszelkich tez głoszonych przez rozmówcę, nawet dla nienawistnika korzystnych, 2) jeśli tezy jednak się przemkną, to negowanie wszelkiej argumentacji, 3) ćwiczenie się w relatywistycznym opisywaniu tego złego, co przeciwnik MOŻE (choć nie musi) zrobić, tak jakby już zrobił, 4) w razie nieskuteczności punktów 1-3 kierowanie dyskusji ad hitlerum (z wykrzyknieniem „Ty Hitlerze!”).
Im bardziej nienawidzący kłamie, narusza status źródeł, faktów, dowodów, argumentów i dyskusji, tym częściej twierdzi, że to on jest nienawidzony. Niesłusznie, bo przeważnie napotyka jedynie odruchy obronne nienawidzonych przez niego. Opór ten jednak przez nienawidzącego jest natychmiast i z zasady opisywany jako agresja. Agresor twierdzi więc, że jest atakowany. Myśli, że nikt nie wie, kim jest naprawdę.
e-mail: lpj@lpj.pl