Michał W. Kowalski
„Wojna to polityka prowadzona innymi metodami…”, „Chcesz pokoju, szykuj się na wojnę”, „Na wojnie poznaje się najlepsze i najgorsze cechy ludzi…”, „Wojna jest sprawą zbyt poważną, aby powierzać ją wojskowym” – to przykłady kilku powiedzeń przywoływanych w codziennych wiadomościach, które kształtują naszą wiedzę o wojnie. Wszystkie one mają wspólną cechę, będącą jednocześnie wadą, którą można ująć w innej znanej sentencji: „Zazwyczaj generałowie przygotowują się do wojny, która się właśnie skończyła”. Wszystkie tego typu wypowiedzi kształtują społeczne wyobrażenia na temat wojny, lecz odnoszą się do przeszłości, opierając się na doświadczeniach wyniesionych z minionych konfliktów. A doświadczenia kolejnych pokoleń wskazują, że każda kolejna wojna była dla nich zawsze czymś innym, czymś niewyobrażalnym, czymś co wymyka się wszelkim wcześniejszym doświadczeniom i przewidywaniom.
Jednakże, choć próby przewidzenia przebiegu kolejnej wojny wydają się skazane na niepowodzenie, to i tak trudno powstrzymać się do tego typu spekulacji. Konieczność rozważenia możliwych scenariuszy nadchodzących konfliktów, przygotowanie do ewentualnej obrony lub do ewentualnego powstrzymania ataku, to zadania leżące w kompetencji każdego rządu i każdego państwa. Nawet niewielkie sukcesy na tym polu mogą okazać się znaczące wobec tragedii przyszłego konfliktu. W tym kontekście chciałbym zwrócić szczególną uwagę na wypowiedź sekretarza obrony USA Roberta McNamary w rządzie Johna Kennedy’ego, który stwierdził: „Tak jak I wojna światowa była wojną chemików, a II wojna była wojną fizyków, tak III wojna światowa będzie wojną badaczy społecznych”. Wypowiedź ta kieruje uwagę na udział naukowców w działaniach wojennych i co najważniejsze, zwraca uwagę na wzrost znaczenia naukowców wywodzących się z szeroko rozumianych nauk społecznych w ewentualnych przyszłych konfliktach zbrojnych. Choć od momentu, kiedy McNamara wypowiedział te słowa, minęło już prawie 60 lat, to wydarzenia z ostatnich dekad, miesięcy, a nawet dni wskazują na trafność tych przewidywań.
Wiele współczesnych konfliktów jest charakteryzowanych jako wojna hybrydowa, wojna cyfrowa, wojna ekonomiczna, konflikt asymetryczny. Określenia te wskazują z jednej strony na przesunięcie akcentów z działań stricte bojowych (tzw. kinetycznych) na wojnę prowadzoną „innymi metodami”, z drugiej na zacieranie się granicy między tym, co dotychczas określano jako „wojnę”, a tym, jak rozumiany jest czas pokoju. Codzienny przegląd doniesień medialnych „ze świata” jest doskonałym potwierdzeniem trudności z jednoznacznym zdefiniowaniem aktualnej sytuacji: czy jesteśmy w stanie wojny, czy nadal mamy pokój? Rozmywaniu granicy między wojną a pokojem służy również celowe definiowanie konfliktu jako „stanu wyjątkowego” lub nazywanie działań zbrojnych „operacją specjalną”. To taki stan niby normalny, niby czas pokoju, a jednak czas wyjątkowy i specjalny, stan, który można opisać jako jeszcze nie wojnę, a już nie pokój.
Trzeba przy tym zauważyć, że zdefiniowanie aktualnej sytuacji nie jest wyłącznie problemem, który można określić jako techniczny. Można wskazać argumenty świadczące zarówno o tym, że obecna sytuacja może być zdefiniowana jako stan III wojny światowej (część komentatorów skłania się do takiej interpretacji, dodając, że wojna w Ukrainie, która wybuchła w 2022 roku i wszystkie związane z nią wydarzenia, jakie miały miejsce już od 2014 roku, świadczą o tym, że żyjemy w czasie wojny nowego typu, będącej połączeniem konfliktu zbrojnego z jednoczesnymi wojnami: hybrydowymi, cyfrowymi, ekonomicznymi itd.), jak również można dowodzić, że mimo tych wszystkich zdarzeń nie przekroczyliśmy jakiegoś punktu krytycznego, a więc nadal żyjemy w czasie pokoju: szkoły pracują, telewizja nadaje, działają banki, sklepy, sądy, teatry i wszystkie inne instytucje publiczne działające w czasach pokoju.
Na rozstrzygnięcie tego dylematu można spojrzeć również z innej strony. O tym, czy mamy stan wojny, czy pokoju, decydować będą nie tyle obiektywne wskaźniki pozwalające zdefiniować aktualną sytuację, ale subiektywne przekonania społeczne i wynikające z nich działania podejmowane przez poszczególne jednostki i całe społeczności. Dotyczy to również postaw, jakie wobec wojny/pokoju zajmą członkowie szeroko rozumianego środowiska badaczy społecznych. Warto powrócić do cytowanego wcześniej stwierdzenia McNamary. Myślę, że można je rozumieć na dwa sposoby.
Wojenne zaangażowanie badaczy społecznych może dotyczyć ich bezpośredniego udziału w działaniach wojennych, np. poprzez doskonalenie logistyki i metod zarządzania szeroko rozumianym wysiłkiem wojennym, poprzez działania informacyjno-propagandowe kierowane do własnego społeczeństwa i do społeczeństwa przeciwnika oraz doskonalenie rozmaitych metod analitycznych pozwalających na diagnozę i prognozowanie reakcji społecznych na różne wydarzenia związane z prowadzeniem działań wojennych. Mam tu na myśli takie działania, jakie naukowcy amerykańscy prowadzili od pierwszych dni swojego zaangażowania w konflikt II wojny światowej. Zespół socjologów pod kierunkiem Samuela Stouffera prowadził badania obejmujące wszelkie aspekty życia żołnierzy amerykańskich, począwszy od momentu wstąpienia do służby, przez działania frontowe, do momentu powrotu do cywila. Efektem prac zespołu było wydane w czterech tomach monumentalne dzieło znane pod tytułem The American Soldier (1949). Zespół antropologów, kierowany przez Ruth Benedict, zatrudniony w Biurze Informacji Wojennej (U.S. Office of War Information – jednej z amerykańskich agencji wywiadowczych powstałych w czasie wojny), miał za zadanie „rozpracować” kulturę Japonii, a efektem jego pracy był raport przedstawiony wywiadowi amerykańskiemu, opublikowany już po zakończeniu wojny w znanej publikacji Chryzantema i miecz (pierwsze wydanie 1946).
Warto dodać, że w czasie II wojny światowej w pracach na rzecz wojska uczestniczyła większość amerykańskich badaczy społecznych z różnych dyscyplin: antropologii, socjologii, psychologii społecznej i ekonomii. Po zakończeniu działań wojennych część z nich kontynuowała działalność badawczą, analityczną i doradczą, wspomagając działania rządu amerykańskiego w powstrzymywaniu ekspansji komunizmu. Spośród antropologów najbardziej znaną postacią zaangażowaną w ten rodzaj działalności była Margaret Mead, badaczka, której działalność naukowa na rzecz tolerancji, równouprawnienia i poszanowania wartości zróżnicowania kulturowego jest powszechnie znana. Niewiele wiemy natomiast o jej zaangażowaniu w prace wspierające rząd amerykański w początkowym okresie zimnej wojny, choć wiadomo, że w tym czasie doradzała licznym agencjom wywiadowczym i rządowym, a większość dokumentów dotyczących tej współpracy nadal pozostaje utajniona.
Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że w okresie II wojny światowej poparcie społeczne i wewnątrzśrodowiskowe dla działalności badaczy społecznych na rzecz wysiłku wojennego Stanów Zjednoczonych było praktyczne nieograniczone. Działalność taką uzasadniono koniecznością pokonania totalitaryzmu, nazizmu i japońskiego militaryzmu oraz koniecznością upowszechnienia zasad demokracji, między innymi poprzez budowę nowych zasad współpracy międzynarodowej. Co ciekawe, wśród motywów uzasadniających zaangażowanie amerykańskich badaczy społecznych w wysiłek wojenny akcentowano również konieczność przezwyciężenia kolonializmu po zakończeniu działań wojennych. Postulat konieczności wspierania rządu poprzez szeroko zakrojone badania społeczne sięgał dalej, poza oczywiste cele pokonania Niemiec i Japonii, gdyż zakładał tworzenie nowego porządku światowego opartego na współpracy suwerennych narodów oraz na wiedzy opartej na naukowych podstawach.
W okresie zimnej wojny sytuacja uległa znaczącej zmianie: część badaczy społecznych nadal uczestniczyła w różnych projektach rządowych związanych z „pracą dla wojska”, uzasadniała taką działalność koniecznością powstrzymywania ekspansji komunizmu. Opinia publiczna stawała się coraz bardziej krytyczna wobec wszelkiej takiej działalności. Momentem zwrotnym był tu czas wojny w Wietnamie, kiedy to sprzeciw całego środowiska akademickiego wobec zaangażowania wojennego Stanów Zjednoczonych w tym konflikcie zainicjował masowe protesty antywojenne. Wraz z końcem tej wojny nastąpiło, jak się zdaje, niemal całkowite zerwanie współpracy i zaangażowania badaczy społecznych w prace na rzecz wojska i wysiłków wojennych rządu USA.
Jednakże, po ponad trzydziestu latach powrócono do pomysłu zaangażowania badaczy społecznych w różnego typu działania, także bojowe, armii amerykańskiej. Od 2007 do 2014 roku w Iraku i Afganistanie był realizowany program Human Terrain System (HTS), polegający na bezpośrednim (w „terenie”) zaangażowaniu zmilitaryzowanych badaczy społecznych (głównie antropologów, ale też socjologów i psychologów społecznych) w ramach operacji prowadzonych przez armię amerykańską. Zadania zespołów naukowych polegały na prowadzeniu „klasycznych” badań etnograficznych, gromadzeniu i analizie danych dotyczących wszelkich istotnych kwestii społecznych w złożonym i zróżnicowanym kulturowo, etnicznie i religijnie terenie, w którym prowadzono operacje bojowe. Zgromadzone informacje przedstawiano w formie raportów wyższym dowódcom wojskowym, tak aby ci mogli podejmować decyzje wojskowe, uwzględniając kwestie społeczne na obszarach prowadzonych operacji (Gonzalez 2009). Program HTS był poprzedzony akcją informacyjną i rekrutacyjną na uniwersytetach amerykańskich, miał charakter całkowicie jawny – jego cele i założenia zostały szczegółowo opisane w licznych, ogólnie dostępnych publikacjach. Program ten cieszył się wsparciem władz Amerykańskiego Towarzystwa Antropologicznego (American Anthropological Association – AAA) w fazie projektowania i organizacji, lecz wobec narastającej krytyki środowiska naukowego wsparcie dla tego programu zostało mocno ograniczone w fazie jego realizacji.
Mimo że AAA nie wycofało się ze wsparcia realizacji tego programu, w 2012 roku zweryfikowano zapisy kodeksu etyki obowiązującego badaczy społecznych należących do tej organizacji, wzmacniając podstawową zasadę mówiącą, iż wszelkie badania społecznie nie mogą szkodzić ludziom, społecznościom, kulturze i własności tych, którzy są „obiektem” badań. Trzeba zaznaczyć, że w stosunku do udziału badaczy społecznych w pracach dla wojska, wywiadu i sił bezpieczeństwa środowisko naukowe podzieliło się na trzy grupy. Pierwsza i jednocześnie najliczniejsza grupa zdecydowanie odrzuciła możliwość prowadzenia badań społecznych w ramach struktur wojska i agencji bezpieczeństwa, wskazując na niebezpieczeństwo „militaryzacji antropologii” i innych nauk społecznych. Wskazano na potencjalne zagrożenia dla samej dyscypliny, polegające między innymi na podważeniu zasad niezależności i obiektywizmu prowadzenia badań na rzecz instrumentalnego traktowania nauki jako narzędzia realizacji celów politycznych i wojskowych, na zagrożeniach dla wszystkich badaczy pracujących „w terenie”, gdy wątpliwa stanie się ich rola zawodowa jako niezależnych badaczy oraz na zagrożeniach wynikających z utraty kontroli nad wykorzystaniem wniosków z przeprowadzonych badań. Co nie mniej ważne, wskazano również na niebezpieczeństwo wykorzystania badań społecznych jako narzędzia zwiększenia kontroli (i ewentualnej możliwości manipulacji) nad wszelkimi procesami społecznymi, zarówno w odniesieniu do społeczeństwa „przeciwnika”, jak i w stosunku do własnego społeczeństwa.
Drugą grupę, zdecydowanie mniej liczną, stanowili badacze skupieni wokół władz AAA, uzasadniający możliwość zaangażowania badaczy społecznych w prace dla wojska koniecznością, a nawet obowiązkiem udziału badaczy społecznych w całym procesie decyzyjnym, dotyczącym szeroko rozumianego uprawiania polityki. Argumentowano, że zaangażowanie nie powinno być postrzegane jako z zasady sprzeczne z celami uprawiania nauki, lecz motywowane tym, jakie cele i wartości są realizowane poprzez działania polityczne i wojskowe. Wskazywano, że liczne błędy, które w przeszłości popełniano, podejmując akcje polityczne i wojskowe, wynikały z braku wiedzy społecznej i kulturowej wśród decydentów, a to spowodowane było niechęcią środowiska badaczy społecznych do jakichkolwiek form współpracy z agencjami rządowymi od zakończenia wojny w Wietnamie. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na spostrzeżenie jednego z autorów komentujących kwestie etyczne związane ze współpracą i zaangażowaniem wojennym badaczy społecznych, G.R. Lukasa Jr. Wśród licznych analizowanych przypadków autor ten wskazał na sytuację badaczy w Polsce napadniętej przez Niemców w 1939 roku, którzy w myśl obecnie obowiązujących zasad etycznych nie mogliby podjąć jakichkolwiek działań na rzecz obrony swojego kraju.
Trzecia grupa badaczy jest najtrudniejsza do opisania i identyfikacji. Należą do niej osoby, które w sposób czasem niejawny pracują dla armii amerykańskiej, pozostając „niewidocznymi” dla całego środowiska naukowego. Są to zarówno ci, którzy z różnych pobudek nie zgodzili się z radykalnym podejściem odrzucenia jakiejkolwiek współpracy z wojskiem, jak również ci, którzy wywodzą się z różnych agencji rządowych (także z armii) i w trakcie swojej służby bądź edukacji nabyli kompetencje pozwalające na uznanie ich za badaczy społecznych. Ostracyzm wobec tych, którzy podjęli współpracę z wojskiem i agencjami bezpieczeństwa, jak również zapotrzebowania na analizy społeczno-kulturowe spowodował powstanie swoistego „drugiego obiegu” działalności naukowej badaczy zajmujących się wszystkim tym, co może być uznane za istotne dla zrozumienia i pokonania „serc i umysłów” ewentualnych przeciwników. Nie bez znaczenia jest tu realizowana polityka naukowa, preferująca prowadzenie badań społecznie użytecznych, co w przypadku badań związanych z szeroko rozumianym bezpieczeństwem jest zdecydowanie łatwiejsze do wykazania niż w przypadku badań określanych jako „podstawowe”. Jednym z publicznie widocznych śladów tego typu analiz są publikacje w specjalistycznych czasopismach dotyczących wojska, tj. „Military Review” lub „Small War Journal”, w których artykuły poświęcone znaczeniu zrozumienia kultury i społeczeństwa w działaniach zbrojnych zajmują poczesne miejsce wśród pojawiających się tam zagadnień.
Co znaczące, inicjatywy związane z rozwojem badań społecznych nad kulturą przeciwnika były podejmowane przede wszystkim w momentach, w których ponoszono porażki zadawane przez „obcego” i „nieznanego” przeciwnika. Tak było również w początkowym okresie amerykańskiego zaangażowania w II wojnę światową po bolesnym doświadczeniu japońskiego ataku na Pearl Harbor, tak było w początkowym okresie zimnej wojny, w którym postęp technologii rakietowych Związku Radzieckiego wraz z postępującą falą rewolucji komunistycznych w tzw. krajach Trzeciego Świata zdawały się świadczyć o zwycięskiej dominacji ideologii komunistycznej nad demokracją. W czasie wojny w Wietnamie badacze społeczni uczestniczyli w cywilnych operacjach realizowanych w ramach programu CORDS, intensyfikując zaangażowanie po porażkach armii amerykańskiej w wyniku wietnamskiej operacji Tet. Realizacja programu HTS w Iraku i Afganistanie rozpoczęła się nie w momencie inwazji, będącej bez wątpienia wielkim sukcesem sił zbrojnych, lecz wtedy, gdy armia zaczęła ponosić znaczące straty w konfrontacji z oporem lokalnych społeczności.
Powstaje więc pytanie: czy dzięki badaniom społecznym udało się w jakikolwiek sposób zmienić koleje którejś z minionych wojen? Nie można udzielić na nie jednoznacznej odpowiedzi, gdyż mimo licznych wysiłków badaczy (np. w związku z realizacją programu HTS) nie dysponujemy żadnym efektywnym sposobem pomiaru skuteczności tego typu inicjatyw. Z drugiej strony logiczne argumenty przemawiające za znaczeniem zrozumienia kultury i społeczeństwa potencjalnego wroga wydają się dobrze uzasadnione. Przemawia za tym również fakt dynamicznego rozwoju technik analizy i wizualizacji danych społeczno-kulturowych pochodzących z etnograficznych badań społecznych, analizy danych pochodzących z nasłuchu radiowego i telefonicznego, statystyk ekonomicznych, statystyk dotyczących działań zbrojnych itd., opisanych jako Mapowanie Środowiska Ludzkiego (Mapping Human Terrain) i rozwijanych dalej jako analizy typu BIG DATA.
Wykorzystanie nauki w działaniach wojennych nie jest kwestią ostatnich lat czy nawet dekad. Można zakładać, że wiedza i nauka towarzyszyły działaniom wojennym od momentu, w którym ludzie w sposób zorganizowany zaczęli walczyć między sobą. Posiadanie wiedzy o przeciwniku było i jest tak samo ważne jak doskonalenie nowych rodzajów broni. Jednakże w przygotowaniach do wojny główne zainteresowania dotyczyły przede wszystkim innowacji technicznych, a nie np. społecznych konsekwencji ich wykorzystania. Refleksja dotycząca społecznych reakcji na konflikt i wojnę pojawiała się jako reakcja wtórna zazwyczaj wtedy, gdy dominacja siły i techniki okazywała się niewystarczająca do osiągnięcia celów operacji zbrojnych. Już samo zainteresowanie prowadzeniem badań społecznych jako swego rodzaju nową bronią mogącą odwrócić niekorzystną sytuację na froncie jest tego doskonałym przykładem. Kluczowym problemem staje się pozyskanie przychylności opinii publicznej dla własnych działań wraz z wywołaniem „szoku i przerażenia” w społeczeństwie przeciwnika. Tym, co uległo zmianie podczas ostatnich wojen, jest przesunięcie ciężaru działań z realizacji celów militarnych na osiąganie zróżnicowanych celów społecznych. Stwarza to zupełnie nową sytuację, w której znaleźli się badacze społeczni w nowej i dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości.
Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na kolejny wniosek, który wynika z przywołanego powyżej stwierdzenia Roberta McNamary. Nowe typy konfliktów na pograniczu wojny i pokoju (wojny kulturowe, energetyczne, żywnościowe, asymetryczne, cybernetyczne, hybrydowe itd.), nowe rodzaje działań wojennych i nowe sposoby ich definiowania, czy też najogólniej mówiąc zacieranie granicy między stanem wojny i pokoju – prowokują do pytań o miejsce badań naukowych, w tym badań społecznych, w nowym kontekście. Określenie granic między „cywilną” i „wojskową” działalnością naukową staje się coraz trudniejsze, zwłaszcza w wielu interdyscyplinarnych projektach badawczych wymagających współpracy naukowców reprezentujących różne dyscypliny wiedzy. Przykładem mogą być badania nad sztuczną inteligencją i uczeniem maszynowym, projekty dotyczące wizualizacji danych, modelowania i symulacji zachowań masowych czy nawet opracowania różnych typów gier komputerowych. Tego typu projekty mogą mieć zastosowania cywilne i wojskowe, a sposób ich wykorzystania nie musi być znany i jednoznacznie określony w momencie uruchomiania. Mogą być realizowane w ramach – by tak rzec – standardowej działalności akademickiej, jak i w tajnych laboratoriach naukowych, przy czym w obu przypadkach ich ostateczny cel i zastosowanie nie muszą być znane uczestniczącym w nich naukowcom.
Prowadzi to do sytuacji, w której badacze społeczni mogą stanąć w rolach dotychczas dla nich nieznanych. Zatarcie granic między wojną i pokojem, między badaniami akademickimi a tzw. badaniami stosowanymi, nowe i trudne do przewidzenia zachowania społeczne w niejednoznacznych sytuacjach tworzą nowe wyzwania, jakie stają przed badaczami społecznymi. Doświadczenia wyniesione z zaangażowania badaczy społecznych w minionych konfliktach wydają się mało pomocne w zdefiniowaniu zasad prowadzenia badań naukowych (teoretycznych, metodologicznych a zwłaszcza etycznych) w nowej rzeczywistości. Przedstawione powyżej historyczne przykłady postrzegania nauk społecznych jako swego rodzaju broni pozwalają na postawienie pytania: czy nauki społeczne mogą być traktowane również jako swego rodzaju tarcza wobec zagrożeń, które wynikają z niejednoznaczności sytuacji, w której się znaleźliśmy? Pytanie to pozostawiam otwartym i taktuję jako temat do pogłębionej refleksji i – być może – wstęp do przyszłych dyskusji.
Dr hab. Michał W. Kowalski, Wydział Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, Katedra Antropologii Społecznej, Badań Etnicznych i Migracyjnych