logo
FA 11/2022 okolice nauki

Jacek Hnidiuk

Literackie jam session

Literackie jam session 1

Chyba niemal każdy miłośnik literatury na hasło: IMPROWIZACJA odpowie: WIELKA i od tego skojarzenia rozpoczyna we wstępie również Tomasz Bocheński. Improwizacja jest lejtmotywem organizującym strukturę książki, zwornikiem spajającym jakże odmiennych XX-wiecznych pisarzy, których dzieła posłużyły autorowi do zbudowania interpretacyjnych konstruktów. W kolejności występowania w książce są to: Wiesław Myśliwski, Bruno Schulz, Witold Gombrowicz, Julian Tuwim, Stanisław Ignacy Witkiewicz. Jak pisze Bocheński: „Uważam, że analiza śladów interpretacji to znakomita metoda badania procesu twórczego, to zaproszenie do laboratorium formy”. W dużym skrócie moglibyśmy powiedzieć, że wyszukiwanie owych improwizacyjnych śladów pozwala nam, o ile jesteśmy uważnymi czytelnikami czy badaczami, zapoznać się z historią powstawania konkretnego utworu.

Czym jest improwizacja? Należałoby zaryzykować stwierdzenie, że towarzyszy ona chyba każdej dziedzinie sztuki: malarstwu, muzyce (jazz), teatrowi. Bocheńskiego oczywiście najbardziej interesują improwizacje literackie. Improwizacja, czyli sztuka na żywo, w trakcie stawania się? Najłatwiej ów proces można zaobserwować w muzyce czy teatrze, chociaż bez wątpienia poetyckie slamy (mające coś z aktorskiego one man show) moglibyśmy odnieść do Mickiewiczowskich improwizacji. Poezja, która dzieje się na naszych oczach. Sztuka czy może jednak pewna forma grafomanii? Wszak każdy uczestnik slamu powie, że oto właśnie pod wpływem natchnienia tworzy poezję na oczach (uszach?) obserwujących, przemawia przez niego dajmonion. Ile w tym aktorstwa, a ile poezji, jak zachować właściwe proporcje? Kiedy mamy już do czynienia ze słowem utrwalonym, trudniej jest mówić, jak zauważa Bocheński, o improwizacji sensu stricte, granica jest niewyraźna. Tekst literacki może być odczytywany jak palimpsest, warstwa po warstwie, każda lektura wnosi głębię (o ile ona istnieje) następnych odczytań, możemy próbować dotrzeć do jądra tekstu, jego punktu wyjścia. Jednak posiada on też tę właściwość, że autor z reguły nie daje nam zajrzeć za kulisy i z improwizowanych pierwszych wersji otrzymujemy tę najdoskonalszą. Można też założyć sytuację, gdy improwizacja jest jedynie pozorna, dobrym przykładem byłby chyba Paw królowej Doroty Masłowskiej, książka na pozór improwizowana, ale jednocześnie ujęta w karby języka i konsekwentnie zrealizowanego autorskiego zamysłu, inaczej byłaby jedynie grafomaństwem (odrębną kwestią pozostaje jej wartość literacka). Bocheński dowodzi, że u wybranych przez niego twórców improwizacja przypomina czasem formy muzyczne, czasem autorzy zwodzą czytelników swą niby nieuporządkowaną frazą. Bywa też tak, że improwizatorami literackimi stają się ci przywiązani do jakiejś formy, ale i z nią walczący, jak Gombrowicz i Witkacy. Ten ostatni zresztą to chyba najciekawszy przykład artysty, który improwizował nie tylko w swej sztuce, ale i w życiu. Tworząc dzieło, stwarzał siebie nieustannie, eksperymentując ze słowem, ale i z własnym wizerunkiem. Dzisiaj moglibyśmy powiedzieć, że dbał o jak najlepszy PR.

Mnogość literackich odniesień i podejmowanych wątków jest zbyt wielka, by je opisać choćby pobieżnie, a przyjęta metoda badawcza przypomina mi właśnie jam session. Bocheński wychodzi od klasyków (wszak każdy z opisywanych autorów już nim jest), by później oddać się literackim improwizacjom, ale oczywiście nie zapominając o warsztacie naukowca. Jak pisze: „Naprawdę, może improwizator zanurzyć się bez reszty w improwizacji? Może – odpowiedziałbym, choć zwykle nie bez reszty. Jakaś resztka panowania, władzy, techniki, przewidywania, powtarzania znanego, czyli zewnętrznego, ciągnie improwizującego na powierzchnię improwizacji, ciągnie ku zewnętrzności. Bez tego panowania formalnego zbyt często indywidualne wariacje grzęzłyby w banale, grafomanii”.

Jacek Hnidiuk

Tomasz BOCHEŃSKI, Improwizacje w literaturze polskiej XX wieku, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2022.

Wróć