logo
FA 10/2022 informacje i komentarze

Maria Matusiewicz

Praktyki redakcyjne: Elsevier, Springer, MDPI, PTG

Praktyki redakcyjne: Elsevier, Springer, MDPI, PTG 1

Dr Maria Matusiewicz, adiunkt w Katedrze Polityki Transportowej i Integracji Gospodarczej Wydziału Ekonomicznego Uniwersytetu Gdańskiego, przedstawia przykłady praktyk redakcyjnych kilku czasopism naukowych publikowanych przez czołowych wydawców zagranicznych oraz jednego periodyku polskiego.

Na podstawie własnego doświadczenia przedstawię podejście redakcji czasopism w trzech ważnych wydawnictwach do nadsyłanych artykułów naukowych, a więc poniekąd i do ich autorów. Moje uwagi dotyczą etyki, transparentności, kosztów i czasu.

Obecnie mam trzy artykuły w różnych czasopismach Elseviera i jedno w czasopiśmie Springera, nad którymi prace były prowadzone w latach 2020 i 2021. Trzy z tych prac są współautorskie. W „Sustainable Materials and Technologies” (Elsevier) już po zakwalifikowaniu artykułu do recenzji wraz z dwoma współautorami z innych uczelni czekaliśmy pół roku na znalezienie przez redaktora recenzentów, aż podjęliśmy decyzję o anulowaniu zgłoszenia publikacyjnego. Wówczas redakcja skontaktowała się z nami z przeprosinami i zaproponowała resubmission, obiecując, że tym razem oczekiwanie na pierwszą decyzję (wysłanie do recenzji lub odrzucenie) i proces znalezienia recenzentów pójdzie sprawnie. Skorzystaliśmy z propozycji. Na pierwszą decyzję czekaliśmy ponownie jednak 3 tygodnie, które tym razem nie oznaczały poszukiwania recenzentów, a odrzucenie z powodu… 66% plagiatu. Oczywiście nasza praca nie była plagiatem w żadnym stopniu. Po wielu interwencjach okazało się, że system skojarzył nasze zgłoszenie z poprzednim, zeszłorocznym i zdiagnozował: 58% podobieństwa artykułu, 100% podobieństwa autorów i 45% podobieństwa w abstrakcie. Byłoby zrozumiałe, że redaktor takie zgłoszenie odrzuca, gdyby nie fakt, że był poinformowany o tym, że to resubmission. Dziwi, że po tak wysokim wyniku nie wgłębił się w sytuację, tylko odrzucił artykuł. To zaniedbanie i brak profesjonalizmu. Oczywiście, sytuacja jest odkręcana i znów jesteśmy przepraszani, ale pierwszy raz wysłaliśmy ten artykuł do tego czasopisma w październiku 2021. Po bezpodstawnym oskarżeniu o plagiat i przywróceniu artykułu na ścieżkę publikacyjną, przywrócono status „z redaktorem”, lecz nadal bez pierwszej decyzji. Pat, taki sam jak podczas pierwszego submission. Opiekun czasopisma próbował kontaktować się z kolejnymi redaktorami, bezskutecznie. Trzeba było interwencji w Zarządzie Elseviera, który doprowadził do spotkania w MS Teams z opiekunem czasopisma i wiceprezydentem ds. transparentności recenzji. Zapewnili oni, że zajmą się osobiście znalezieniem recenzentów, ponieważ trzech kolejnych redaktorów nie wykonało swojej pracy i nie reagowało na dyspozycje przełożonych.

W czasopiśmie „Transport Policy” (Elsevier) czekałam 10 tygodni na samo znalezienie recenzentów, już po pierwszej decyzji i zakwalifikowaniu artykułu do recenzji. Pracownicy wydawcy próbowali mi pomóc dotrzeć do redaktora i przekonać go, by zaprosił więcej recenzentów, skoro dotychczasowi nie odpowiedzieli na zaproszenie do recenzji. Okazało się to bezskuteczne, więc byłam zmuszona do anulowania zgłoszenia. W obu przypadkach problemem było zaniedbanie redaktora prowadzącego, nieczytanie wiadomości „researcher’s support” (pierwszy kontakt z autorami, który jednak niewiele pomaga) oraz brak kontroli nad tym, którzy recenzenci zaakceptowali zaproszenie do recenzji, a którzy nie.

Redakcja „Sustainable Sciences” (Springer) potrzebowała trzech tygodni na konkluzję, że artykuł jest „out of scope”, mimo że trafiliśmy do czasopisma po skorzystaniu z narzędzia Springera zwanego Journal Suggester, które na podstawie tytułu i abstraktu sugeruje czasopisma zgodne z tematyką. W żadnej z tych sytuacji nie ma mowy o opóźnieniu spowodowanym przez recenzentów. Długi czas oczekiwania na recenzję jest rzeczą zrozumiałą, ale przetrzymywanie naszych zgłoszeń tygodniami w redakcjach bez pierwszej decyzji oraz brak standardów dotyczących zapraszania recenzentów jest sabotowaniem naszej pracy. To zaniedbania redaktorów, którzy przez tygodnie i miesiące de facto zamrażają wyniki naszych prac, co je pośrednio sabotuje i dezaktualizuje. Od 2021 roku próbuję w poważnych (?) wydawnictwach opublikować artykuły zaakceptowane przez redaktorów jako odpowiednie do recenzji. Dwa z nich były prezentowane na różnych konferencjach. W MDPI żadna z tych sytuacji nie mogłaby mieć miejsca. Redakcje są szalenie responsywne i transparentne na wszystkich etapach, od zgłoszenia zaczynając.

Opisane sytuacje dotyczyły problemów technicznych i organizacyjnych, jednak miałam też do czynienia z sytuacjami skrajnie nieetycznymi. Recenzent czasopisma „Heliyon” (Elsevier) napisał do mnie z propozycją, bym napisała pozytywną recenzję swojego artykułu w jego imieniu, a „w zamian” – bo zapewne założył, że to dla mnie nęcąca oferta – mam zacytować jego artykuł. Również w „Heliyon”, wg submission tracker (strona, która pozwala śledzić, do ilu recenzentów wysłano zaproszenie do recenzji, ilu odpowiedziało i ilu skończyło recenzję) 4 września osiągnięto wystarczającą liczbę recenzji, po czym czekaliśmy dwa tygodnie na przesłanie decyzji redaktora.

Redaktor naczelny czasopisma punktowanego „Prace Komisji Geografii Komunikacji” Polskiego Towarzystwa Geograficznego, komunikujący się ze mną impertynenckim tonem (pocztą elektroniczną), a nie chcąc być za ten styl korespondencji odpowiedzialnym, podał się za swojego kolegę z redakcji. Wyszło to na jaw tylko dlatego, że nie pozwoliłam sobie na taki ton rozmowy i interweniowałam u wydawcy. Redaktor, którego tożsamością się posłużono, zrezygnował z dalszej współpracy z czasopismem, ale naczelny pozostał na stanowisku.

Takie sytuacje nie mogłyby mieć miejsca w MDPI, ponieważ wydawnictwo pracuje w sposób transparentny i efektywny. Jedynym „grzechem” MDPI wydaje się być tempo pracy redakcji, co czyni błędne wrażenie, jakoby były one łowcami publikacji. Dzięki zatrudnianiu dużego zespołu redakcyjnego na decyzję o losach tekstu czeka się dobę, a na recenzję 2 tygodnie. Ponieważ nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni, efektywność postrzegamy jako zarzut. To absurd.

To nie koniec przykładów. Jeden z moich artykułów miał być rozdziałem w książce wydawanej przez Elseviera. Przez rok trwały procedury redakcyjne, które odbywają się przez system Elsa pozwalający podglądać postępy prac wszystkich autorów. Na miesiąc przed publikacją redaktor naczelny przestał odpowiadać na wiadomości redakcji i cały projekt został anulowany. Ponieważ badanie będące podstawą mojego rozdziału już miało 1,5 roku, bardziej niż zwykle naglił mnie czas, zatem (z sukcesem) spróbowałam w „Processes” (MDPI). Po czym okazało się, że mój wydział już nie premiuje artykułów publikowanych w MDPI, choć punkty pozyskujemy. Premie za publikacje w czasopismach punktowanych nie są bez znaczenia przy naszych realnie malejących pensjach w obecnej sytuacji gospodarczej.

Czy MDPI jest wydawcą drapieżnym (ang. predatory), stosującym politykę „płacisz-masz”? Współczynnik akceptacji artykułów do publikacji na to nie wskazuje. Każdy, kto próbował opublikować w MDPI, wie, że odsetek odrzuceń jest wysoki już na etapie redakcyjnym, a recenzje są rzetelne, skrupulatne i często negatywne. MDPI ma liczne wartościowe czasopisma, niekiedy z wysokimi IF i wysokim wskaźnikiem cytowania. Trudno mówić o zasadzie „płacisz-masz”, jeśli acceptance rate wynosi mniej niż 30%. Sama jestem potwierdzeniem tej statystyki – zgłaszałam artykuły do różnych czasopism MDPI 9 razy, a opublikowano mi 3 prace. Średni impact factor wszystkich, bardzo licznych czasopism MDPI to 2.217. Mediana procesu publikacyjnego to 37 dni. Recenzent, akceptując zaproszenie do współpracy, deklaruje termin nadesłania recenzji – w opcjach podana jest sugestia 7 lub 10 dni lub zaproponowany przez siebie czas; 2 dni przed upływem wybranego terminu przychodzi przypomnienie. Presja jest na tyle skuteczna, że recenzje są zwykle dostarczane w ciągu 10 dni.

Od 2019 roku napisałam dla różnych czasopism MDPI około 30 recenzji, z czego około jedną trzecią negatywnych. Za recenzje nie otrzymuje się wynagrodzenia, ale voucher o wartości 100 CHF do wykorzystania przy ewentualnej publikacji – oczywiście, niezależnie od tego, czy recenzja jest negatywna, czy pozytywna. Przyjęłam też 7 zaproszeń do recenzji od Elseviera, oczywiście bez wynagrodzenia, jednak również bez vouchera. Mam wrażenie, że rzekoma presja na recenzje pozytywne oraz rzekoma strategia „płacisz-masz” to plotki osób nie mających doświadczenia we współpracy z nimi. Trudno też mówić o „bulwersująco” wysokich opłatach w MDPI, jeśli w porównaniu z konkurencją są najtańsi (Tabela 1).

Uważam, że piętnowanie MDPI nie przynosi nam korzyści, nie jesteśmy w uprzywilejowanej sytuacji rankingowej i jeśli mamy wartościowe badania i oryginalne prace, nie warto opóźniać ich publikacji, stawiając na nieefektywnych wydawców, których reputacja często nie znajduje potwierdzenia w rzeczywistości. Sugerowałabym, by nie zniechęcać naukowców do publikowania w czasopismach MDPI, zwłaszcza gdy nadal brakuje nam publikacji, by osiągnąć dobrą pozycję w rankingach uczelni.

„Millennialsi są trochę w rozkroku między szacunkiem do boomersów a inspiracją pokoleniami X, Y, Z, jednak kiedy Zetki, przyzwyczajone do natychmiastowej gratyfikacji, zaczną pracować na uczelniach, nie będą nawet próbować w tradycyjnych wydawnictwach wiedząc, że owoce pracy przyjdą z co najmniej rocznym opóźnieniem i będą publikować w MDPI. Nie ma powodów, by efektywność traktować jak zarzut.

Praktyki redakcyjne: Elsevier, Springer, MDPI, PTG 2

Wróć