Stanisław Kistryn
Po kilku latach obowiązywania nowych zasad przydziału subwencji dla uczelni, w tym ich faktycznemu zawieszeniu na okres ostatnich dwóch obciążonych pandemią lat, pojawiają się w prezentacjach przedstawicieli Ministerstwa Edukacji i Nauki propozycje zmian w aktualnych algorytmach. Wyłania się z nich bardzo niepokojący obraz dalszego rozmywania projakościowej struktury algorytmu, co moim zdaniem będzie miało charakter bardziej demotywujący aniżeli spełniający rolę stabilizacji rozwoju systemu szkolnictwa wyższego.
W tym krótkim tekście odniosę się do kilku rozważanych modyfikacji, rozpoczynając od pojawiającego się także pytania czy może zasadne jest utrzymanie w mocy systemu przydziału środków z ostatnich dwóch lat, czyli wzrostu subwencji dla wszystkich uczelni o kilka procent niezależnie od jakichkolwiek parametrów. To oczywiście pytanie podstawowe, w przypadku takiego rozwiązania dyskusje o algorytmie są bezprzedmiotowe. Napiszę wprost – takie rozwiązanie jest fatalne! Rozumiem pozorne zalety: łatwość wyliczeń, brak konieczności zbierania i weryfikacji danych, wreszcie satysfakcja sporej części uczelni, które w algorytmie wypadają słabiej. Jako człowiekowi o peselu zaczynającym się od cyfr 6 i 0 ten sposób jednoznacznie kojarzy mi się z hasłem czasów słusznie minionych, które w tym kontekście mogłoby brzmieć „czy się stoi, czy się leży, kilka procent się należy”. Stabilizacja – takie hasło pada jako cel zmian – jak najbardziej, projakościowości ani śladu. Taki sposób finansowania mógłby się bronić, gdyby spełnione były warunki osiągnięcia pożądanej, idealnej struktury wewnętrznej systemu (relacje poziomu wypełniania zadań przez uczelnie) oraz braku jakichkolwiek zmian w otoczeniu tego systemu. To oczywiście utopia. Jeśli podział subwencji ma nie tylko utrzymywać status quo, ale promować osiąganie lepszych wyników oraz odgrywać rolę stymulującą do implementowania określonych zmian, to konieczny jest algorytm, w którym pożądane elementy są wskazywane. Porzucam więc ponurą wizję urawniłowki, mając głęboką nadzieję, że algorytm wróci do łask.
Co więc znajdujemy w propozycjach zmian? Kilka haseł, które mnie martwią: zwiększenie stałej przeniesienia, złagodzenie wpływu spadku funkcji wskaźnika dostępności dydaktycznej, po przekroczeniu nominalnej wartości stosunku liczby studentów do liczby nauczycieli akademickich (SSR), spłaszczenie skali wartości współczynników kosztochłonności badań, likwidacja składnika projektowego. Jest też w prezentowanych propozycjach coś w moim odczuciu pozytywnego: zwiększenie wpływu kategorii naukowej oraz modyfikacja (oby wzmocnienie) premii za łączenie uczelni.
Zacznę od cieszącej mnie zapowiedzi zwiększenia roli kategorii dyscyplin. Przypomnę, że był taki okres, w którym kategorie naukowe jednostek odgrywały znaczącą rolę. Współczynnik kategorii wprost skalował wynik jednostki w algorytmie dotacji statutowej, a w algorytmie podziału tzw. dotacji dydaktycznej (podstawowej) za czasów minister Teresy Czerwińskiej udało się wprowadzić czynnik skalujący w składniku kadrowym (jestem dumny, że miałem w tym swój udział; zawsze wychwalam wzór zreprodukowany na okładce FA 10/2016). Niestety, po zmianie algorytmu wpływ kategorii silnie zmalał, więc zapowiadane zwiększenie jej roli przyjmuję z zadowoleniem. Obawiam się, że ograniczy się jedynie do zwiększenia rozpiętości współczynników kategorii (co jest ujęte w rozporządzeniach), a ja z uporem nie przestanę postulować przywrócenia jakiejś formy „zredukowanego współczynnika kategorii” w składniku kadrowym algorytmu.
Smucą mnie zapowiedzi osłabiania projakościowego wydźwięku algorytmu. Oprócz swej roli dystrybucji środków (a właściwie poprzez tę rolę), algorytm wskazuje szereg kierunków pożądanych zmian w uczelni: osiągania właściwej proporcji liczb kadra/studenci, aplikowania o projekty ze źródeł zewnętrznych, uczestniczenia w wymianie międzynarodowej, kształcenia doktorantów. Mam graniczące z pewnością przekonanie, że prezentowanie wyników obliczeń algorytmów spełnia rolę motywacyjną, pozwalając porównywać uczelnie między sobą w zakresie poszczególnych parametrów i ogólnego, zagregowanego obrazu. Do śledzenia różnic wskaźniki muszą być czułe, raczej małe zmiany uwypuklać niż je maskować i uśredniać. Stąd spłaszczanie funkcji zależnej od SSR uważam za niekorzystne. Jako demotywujące traktuję potencjalne usunięcie składnika projektowego. Nawet jeśli jego wpływ jest podobny do badawczo-rozwojowego (nakładowego), to wydzielenie projektów jako osobnej strefy działalności uczelni jest psychologicznie istotne. Dlatego powtarzam postulat przeciwny: należy nie tylko pozostawić go w algorytmie uczelni IDUB, ale przywrócić także w algorytmie dla pozostałych uczelni. I zwiększyć jego wagę kosztem wspomnianego składnika nakładowego. Współczynniki kosztochłonności zawsze budziły kontrowersje. Przypomnę, że ostatnia zmiana, polegająca na malutkim rozszerzeniu skali, została poprzedzona długimi pracami i analizami przy udziale zespołu ekspertów powołanego przy MNiSW. Konkluzje wskazywały, że faktyczne rozpiętości kosztów prowadzenia badań w różnych dyscyplinach usprawiedliwiałyby skalę nawet od 1 do 6, a opublikowane w rozporządzeniu wartości (1 – 4,5) są kompromisem, a więc powrót do jeszcze węższej skali (1 – 3) to kolejne osłabienie narzędzia diagnostycznego. O stałej przeniesienia aż się nie chce pisać, skoro wprowadzony został „korytarz” zmian subwencji dla uczelni w skali rok-do-roku od –2% do +6%, to utrzymanie jeszcze stałej przeniesienia nie ma kompletnie sensu, powodując tylko niepotrzebne zacieranie zmian w krótkookresowej skali. Zacytuję zdanie z artykułu Algorytmem w żubra (FA 11/2016): „rozumiem jej pozostawienie jako mechanizmu uśredniającego fluktuacje w skali 2-3 lat, w perspektywie, gdy korytarz szczęśliwie kiedyś z algorytmu zniknie”. Korytarz nie znika. Nie uważam, że to dobrze, ale rozumiem powody. Co więcej, w następnym akapicie wykorzystam istnienie korytarza do wsparcia moich tez pozostawienia stratyfikujących elementów algorytmu.
Rozumiem powody, dla których osłabianie różnicującej funkcji algorytmu znajduje swoich zwolenników. Gdy subwencja spada co roku o 2%, trudno jest wprowadzać w uczelni nowe rozwiązania i generować postęp jakości działalności naukowej. Co prawda realistyczna analiza stanu własnej uczelni powinna prowadzić do wniosków, w świetle których spadek subwencji nie powinien być zaskoczeniem, ale wciąż jest to politycznie i strategicznie trudne do obrony. Jednak wynik algorytmu, zwłaszcza rozbity na elementy wskazujące słabsze i mocniejsze strony w porównaniu z innymi jednostkami, byłby jak najbardziej przydatny.
Czy dałoby się jakoś pogodzić te dwa aspekty? Mam tu pewną propozycję. W roku 2019 udział wydatków na sektor badań i rozwoju w Polsce wyniósł 1,32% PKB, wzrastając w poprzednich 10 latach o około 0,66%. Gdyby założyć, że takie tempo wzrostu uda się utrzymać, to w roku 2030 sektor B&R mógłby liczyć na udział w PKB nieco ponad 2%. To i tak znacznie poniżej naszych zobowiązań w ramach Unii Europejskiej, a co więcej wobec potrzeb nowoczesnej gospodarki i społeczeństwa. Gdyby w ramach tych wydatków finansowanie sektora szkolnictwa wyższego rosło w takim (dość umiarkowanym) tempie, można byłoby pokusić się o przeznaczanie na subwencję środków rosnących w skali roku o około 5% (relatywnie rok do roku; w skali 10 lat daje to wzrost o czynnik 1,63, czyli podobnie jak w ubiegłej dekadzie). Załóżmy więc pesymistycznie, że wzrost środków do podziału jako subwencja dla uczelni to tylko 3,5% rocznie, oraz realistycznie, że stosujemy algorytm z dolną granicą zmiany –2%. Pamiętając, że te –2% zdefiniowane jest „w warunkach porównywalnych”, to uczelnia, której algorytm wyliczy spadek o 2%, efektywnie otrzyma kwotę wyższą o 1,4% niż w roku poprzednim, gdyż pomniejszona kwota z ubiegłego roku zostanie przeskalowana o globalny wzrost środków. Czyli narzędzie pozostać może „ostre”, ale jego efekt jest akceptowalny. Czy możemy sobie wyobrazić, że budżet MEiN dla uczelni nie rośnie o 3-5% rocznie? A czy Polska, aspirując do nadrabiania wciąż pozostających dysproporcji do krajów zachodu, może sobie na to pozwolić? Głęboko wierzę, że nie.
Mój generalnie krytyczny głos co do proponowanych zmian jest motywowany obawą, że zmiany proponowane jako stabilizujące, doprowadzą w efekcie raczej do stagnacji, wywołanej osłabieniem motywowania wszystkich uczelni: większych i mniejszych, silniejszych i słabszych naukowo. Nawiązując do przywoływanego powyżej artykułu – te „żubry” muszą czuć motywację. Podałem przepis na ochronę finansową, ale z pozostawieniem ostrości algorytmu, którego wyniki powinny być ogłaszane w formie nie tylko kwot ostatecznych, ale także procentowych wyników spadku/wzrostu udziału w subwencji i wskaźników składowych. Zabezpieczenie finansów to jedno, ale świadomość, że wyniki mojej uczelni zobaczą i skomentują Koleżanki i Koledzy, to dopiero motywacja!
Prof. dr hab. Stanisław Kistryn, były prorektor UJ ds. badań naukowych i funduszy strukturalnych, pełnomocnik rektora UJ ds. współpracy w ramach Una Europa oraz przewodniczący Zespołu Koordynującego programu Inicjatywa Doskonałości w UJ