logo
FA 10/2020 informacje i komentarze

Marcin Chałupka

Studiuj z wirusem?

Po pierwszej fali zmagań z COVID-19 uczelnie szykują się na drugą wyposażone w udoskonalone oprzyrządowanie prawne. Część mechanizmów dydaktyczno-regulacyjnych poprawiono, część dopiero objawia swe skutki. Przyjrzyjmy się wybranym ryzykom z punktu widzenia uczelni.

Opłaty a efekty

Podczas spotkań szkoleniowych z kadrami polskich szkół wyższych sugerowałem czasami, aby być gotowym na majaczącą na dalekim horyzoncie konieczność ujawnienia kalkulacji kosztowej stanowiącej podstawy ustalenia wysokości opłat za studia. Może ona powstać jako realizacja wniosku dowodowego studenta pozwanego przez uczelnię o zapłatę, a twierdzącego, że opłata przenosi na niego wysokość kosztów dopuszczonych ustawą. Covid-19 zrewolucjonizował nie tylko podejście do studiów z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość, o czym z ironią pisałem w FA 5/2020. Wywołał także pytanie studentów: za co płacimy? Relacjonowana w mediach ogólnopolskich (Studenckie roszczenia w związku z epidemią, DGP, 24.09.2020 czy Studenci UW grożą uczelni pozwem. Chodzi o czesne w czasie zdalnych zajęć, Rzeczpospolita 22.09.2020) sprawa sporu części studentów Wydziału Prawa i Administracji UW oraz hasło pozwu zbiorowego skłania do kilku refleksji. Nie tylko nad wpływem zmiany metod i technik kształcenia na jego ewentualny koszt wyliczany na przyszłość, ale także nad wpływem tych metod i technik, wprowadzonych nagle i obowiązkowo, na możliwość osiągnięcia efektów uczenia się, a więc wykonania umowy, za wykonanie której już student zapłacił.

Wykreślenie regulowania w ustawie z 2018 r. formy umowy student-uczelnia nie musi być tożsame z likwidacją stosunku cywilnoprawnego w relacji student-uczelnia. Na oficjalnej witrynie rządowej informowano, że: „Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego rekomendowało władzom uczelni rozważenie możliwości zawieszenia pobierania od studentów opłat za studia. Rekomendacja ma na celu ograniczenie obciążeń finansowych studentów w sytuacji wprowadzenia na terenie kraju stanu zagrożenia epidemicznego i zamknięcia wielu miejsc takich jak np. lokale gastronomiczne, będące dla wielu studentów miejscem pracy”. A przecież studia trwały, zmieniły się metody realizacji umowy po stronie uczelni, ale czy zmieniły się koszty? Skoro przez wiele lat podnoszono, że więcej niż 50% efektów realizowanych zdalnie może zaszkodzić jakości, a teraz – w związku z COVID-19 – dopuszczono, wręcz nakazano 100%, może powstać pytanie: a co z tą jakością? Czy studenci mogliby podjąć próbę wykazania, że na danym kierunku studiów z zasady nie jest możliwe osiągnięcie wszystkich efektów zdalnie? Bo np. użycie technik kształcenia na odległość nie umożliwia osiągnięcia określonego efektu, ewentualnie popierając to dowodami zastosowanych przez uczelnię metod i technik, które nie gwarantują oczekiwanego efektu uczenia się.

W sytuacji, w której uczelnia nie zrealizowała zajęć ani klasycznie, ani zdalnie, wykazanie niewykonania umowy byłoby łatwiejsze. Nawet bowiem w braku pisemnej umowy wydaje się, że zdefiniowanie świadczenia uczelni sprowadziłoby się co najmniej do oferowania możliwości korzystania z danych zajęć. Powstaje pytanie, czy warunki realizacji tych zajęć są także częścią zobowiązania uczelni, a jeśli tak – jakie znaczenie miałoby narzucenie prawem powszechnym, jako obowiązkowej, ich „zdalnej” formy. W sytuacji jednak, w której forma „zdalna” nie będzie narzucona, a dopuszczalna, uczelni trudniej będzie wykazać, że jakieś „organizacyjne niedoróbki” zwalniają z odpowiedzialności za niewykonanie własnego świadczenia, skoro mogła wybrać zajęcia klasyczne.

Podstawy do poprawy

Warto o takim ryzyku pamiętać, organizując dydaktykę w kolejnym semestrze, w którym jest możliwe realizowanie zajęć zdalnie niezależnie od uwzględnienia tego w programie. Rozporządzenie z 25 września 2020 r. (Dz. U. z 2020 r. 1679) zmieniające rozporządzenie w sprawie studiów przewiduje w nowym par. 13a, że „1. W okresie od dnia ogłoszenia stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii do końca semestru, w trakcie którego stan ten został odwołany, zajęcia na studiach mogą być prowadzone z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość niezależnie od tego, czy zostało to przewidziane w programie studiów.

2. Liczby punktów ECTS przypisanych do zajęć prowadzonych w okresie, o którym mowa w ust. 1, z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość nie wlicza się do liczby punktów ECTS, o której mowa w § 13”.

Co prawda w ust. 1 wprowadza się niezależność od programu, a nie od limitu z par. 13, to jednak ust. 2 może być interpretowany tak, że ECTS-y z zajęć realizowanych zgodnie z ust. 1 i w czasie tam wskazanym nie wyczerpują limitu z par. 13 rozporządzenia do art. 81 PSWiN bez względu na zakres tej „zdalności” w czasie zagrożenia lub epidemii. Rozporządzenie to wydano już na podstawie art. 81 PSWiN. W „Forum Akademickim” 4/2020 sygnalizowałem błąd w przywołanej podstawie prawnej regulacji dopuszczającej 100% zdalności, sugerując, że powinno to być właśnie w oparciu o art. 81, a nie spec-art. 51a PSWiN. Tak więc poza zwiększeniem progu punktowego do 75% dla profilu ogólnoakademickiego, rozwiązano problem ewentualnej konieczności korekty programów, by w nich taki próg dookreślić, co wymagać by mogło w wielu przypadkach zgody MNiSW.

W kasku na wykładzie

W wielu uczelniach pojawiają się zarządzenia mające regulować kwestie bezpieczeństwa sanitarno-epidemicznego w kolejnym semestrze. Część z nich przewiduje rygory dalej idące niż wynikające z prawa powszechnego. Zwracam uwagę, że to, co uczelnia nałoży na siebie jako swe prawo wewnętrzne, powinna egzekwować, bo lekceważenie tego może być źródłem potencjalnych roszczeń odszkodowawczych. Wątpliwości budzić może np. brak uwzględnienia możliwości zastąpienia maski lub przyłbicy częścią odzieży (dopuszczona jest par. 24 ust. 1 pkt 2 lit. c Rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 7 sierpnia 2020 r. w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii, a teraz w par. 27 ust. 1 Rozporządzenia z 9 października 2020 z dnia 9 października 2020 r. w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii), a nawet kaskiem. Co prawda może pojawić się kolizja regulacji rozporządzenia dopuszczającej kask z ewentualnym zakazem takiego okrywania głowy na zajęciach, wywodzonym z regulaminu studiów. Podobnie obligatoryjne oświadczanie, że nie miało się kontaktu z osobami zarażonymi jako warunek wejścia na zajęcia, de facto i w braku wiedzy studenta o stanie epidemiczno-zdrowotnym osób z jakimi się kontaktuje, może wywoływać masowe poświadczania nieprawdy czy lekceważenie swego słowa.

W nowym rozporządzeniu utrzymano obowiązek zakrywania nosa i ust m.in. (par. 27 ust. 1 pkt 2 lit c) w miejscach ogólnodostępnych, w tym: (…) w zakładach pracy oraz w budynkach użyteczności publicznej przeznaczonych na potrzeby: administracji publicznej, wymiaru sprawiedliwości, kultury, kultu religijnego, oświaty, szkolnictwa wyższego, nauki, … Wydaje się, że „budynki użyteczności publicznej przeznaczone na potrzeby szkolnictwa wyższego” to jedynie przykłady „miejsc ogólnodostępnych”, że nie chodzi jedynie o obowiązek zakrywania w ich ogólnodostępnych miejscach. Powstaje trudniejsze pytanie, czy uczelnia jest jednostką organizacyjną wykonującą zadania o charakterze publicznym o której mowa w par. 24 nowego rozporządzenia?

Covidowe BHP

Powstaje pytanie, czy podstawą dowolnych, dalej idących niż w prawie powszechnym wymagań określanych w uczelni może być art. 51 PSWiN? W mojej ocenie nie, gdyż ust. 2 tego artykuły nazuje MNiSW wydać rozporządzenie określające „sposób zapewnienia” „bezpieczne i higieniczne warunki pracy i kształcenia”, więc poza ten sposób rektor nie ma podstawy wykraczać. Można wręcz postawić tezę, że automatyczne kopiowanie zaleceń GIS do prawa uczelnianego, w oparciu o art. 51, a z przekroczeniem zakresu „sposobu” wskazanego przez MNiSW nie miałoby podstawy. Problem mocy obowiązującej zaleceń i wytycznych jako źródła prawa, to odrębne zagadnienie, tu pomijane. Na szczęście w par. 1 rozporządzenia wydanego w oparciu o tą delegację czytamy m.in., iż (podkr. moje): „Rektor w ramach zapewniania w uczelni bezpiecznych i higienicznych warunków pracy i kształcenia: analizuje i identyfikuje zagrożenia dla zdrowia i życia oraz ocenia i dokumentuje ryzyko związane z pracą i kształceniem w uczelni, wynikające z realizowania zadań uczelni, oraz podejmuje działania profilaktyczne zmniejszające to ryzyko”. W ramach tej prewencji, wydaje się, można wiele, ale aż do granicy wolności obywatela chronionych prawem powszechnym. Jeśli ono przewiduje zwolnienia od stosowania danego rygoru, to prawo uczelni nie powinno takiej możliwości pomijać lub powinno być stosowane z uwzględnieniem granic czy zwolnień prawa powszechnego.

Zakładam, że rozporządzenia antycovidowe wiążą uczelnie, a ewentualne przekroczenie w nich delegacji ustawowej może być wytknięte przez sąd, jednak warto mieć świadomość, że stosowanie danych przepisów z przesadną gorliwością może wywołać stan faktyczny otwierający możliwość, by sąd takie przekroczenie miał okazję wytknąć.

Marcin Chałupka, radca prawny, specjalizuje się w prawie i instytucjach szkolnictwa wyższego i awansu naukowego. Więcej na www.chalupka.pl Tekst z 11.10.2020 r. Decyzje w danych stanach faktycznych powinny być konsultowane z radcami prawnymi uczelni.

Wróć