Piotr Franaszek
Rys. Sławomir Makal
W okresie Polski Ludowej wszystkie jednostki administracji państwowej, gospodarki, nauki, kultury, środków masowego przekazu oraz instytucje społeczne miały „szczególne znaczenie w programowaniu i realizacji społeczno-ekonomicznego rozwoju kraju, wytyczonego programem i uchwałami partii i rządu”. W realizacji tych założeń władza była wspierana początkowo przez Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, a następnie Służbę Bezpieczeństwa, które kontrolowały – lub, jak określano w ubeckim żargonie, „ochraniały” – wszystkie instytucje. Takiej kontroli podlegały również szkoły wyższe. Inwigilując uczelnie, stosowano wszystkie metody i środki właściwe działaniom podejmowanym przez tajną policję, ale jednocześnie specyfika szkół wyższych wymagała szczególnego podejścia do prowadzonych działaniach operacyjnych.
Istotny wzrost zainteresowania rolą uczelni nastąpił po demonstracjach studenckich w marcu 1968 r. W odczuciu przedstawicieli władzy elementem groźnym dla systemu stali się studenci, szczególnie podatni na nowe idee i konspirujący przeciw władzy ludowej. Należało więc zwrócić baczną uwagę na nauczycieli akademickich odpowiedzialnych za ich edukację. Kształtowanie procesu edukacji realizowanego na uczelniach i formowanie młodej inteligencji stało się dla władz szczególnie ważne w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX w. Dlatego też kontrola środowiska akademickiego nabrała w tym okresie szczególnego znaczenia, a uczelnie stały się obiektem intensywnej penetracji aparatu bezpieczeństwa. W okresie dekady gierkowskiej początkowo głównym podłożem dla wzrostu zainteresowania przez PZPR i SB szkołami wyższymi były plany rozwoju gospodarczego, które miały być realizowane przez absolwentów. Jednak dużo ważniejszą przyczyną nasilającej się inwigilacji stało się powstanie w drugiej połowie lat siedemdziesiątych zorganizowanej opozycji, która w decydującym stopniu przyczyniła się do naruszenia monopolu władzy komunistycznej w okresie „karnawału Solidarności” 1980-1981. Pracownicy uczelni, w ramach tzw. latającego uniwersytetu, organizowali poza oficjalnym nurtem wykłady i odczyty, czasami w miejscu pracy, a niejednokrotnie w kościołach i mieszkaniach prywatnych. Ze środowisk akademickich coraz głośniej podnosiły się głosy żądające złagodzenia, a nawet zniesienia cenzury. Ryzyko utraty kontroli nad kadrą akademicką budziło coraz większe obawy władzy.
Kontrolowano funkcjonowanie szkół wyższych jako całości, jak i działających w nich organizacji, zarówno „namaszczonych” przez władzę, jak i tych uznawanych za nieformalne lub wręcz nielegalne. Ponadto kontrolowano postawy, poglądy i zachowania poszczególnych pracowników, zwłaszcza kontestujących zasady funkcjonowania tzw. socjalistycznego państwa. Dlatego funkcjonariusze SB rejestrowali nastroje, wypowiedzi i komentarze odnoszące się do sytuacji politycznej, ekonomicznej i społecznej w kraju, formułowane przez pracowników inwigilowanych uczelni. Skrzętnie odnotowywano stosunek pracowników uczelni do Kościoła katolickiego i jego hierarchii. Wyzwaniem dla bezpieki była kontrola kontaktów międzynarodowych pracowników naukowych. Szczególna uwaga skierowana była na współpracę z krajami kapitalistycznymi, w ramach której pracownicy służbowo wyjeżdżali na międzynarodowe konferencje i sympozja, otrzymywali stypendia i składali wizyty w zakładach przemysłowych, często w powiązaniu z badaniami prowadzonymi na rzecz gospodarki narodowej. Z tym z kolei wiązało się wykorzystywanie naukowców do działań wywiadowczych i kontrwywiadowczych, zdobywania nowoczesnych technologii i rozwiązań racjonalizatorskich. Każdy wyjeżdżający mógł być obiektem werbunku. Jednak nie wszystkich próbowano werbować ani też nie każdy wytypowany przez SB dał się namówić do współpracy. Należy także wspomnieć, że uczelnie były wykorzystywane przez Służbę Bezpieczeństwa do werbowania obcokrajowców – pracowników naukowych i studentów przebywających w Polsce na studiach lub stypendiach. W tych działaniach SB współpracowała niejednokrotnie z kontrwywiadem ZSRS.
Od lat siedemdziesiątych w każdej wojewódzkiej komendzie Milicji Obywatelskiej inwigilacją środowiska akademickiego zajmował się Wydział III Służby Bezpieczeństwa, który początkowo obejmował swoimi działaniami sprawy szeroko rozumianej opozycji, a także ochrony gospodarki. Na początku lat osiemdziesiątych, wobec szybko narastających nastrojów i działalności opozycyjnej, nastąpiło gwałtowne zwiększenie zadań realizowanych przez funkcjonariuszy Wydziału III. W rezultacie w połowie 1980 r. podjęto decyzję o utworzeniu Wydziału III-1, przeznaczonego wyłącznie do realizacji zadań związanych z „ochroną” uczelni i instytucji naukowych (w praktyce przejęcie tych zadań nastąpiło dopiero pomiędzy końcem 1982 a 1983 r.). Niezależnie od Wydziału III, a często we współpracy z nim, pracownicy naukowi i studenci znajdowali się w kręgu zainteresowania innych wydziałów SB. Wydział I (wywiad cywilny) i Wydział II (kontrwywiad) zajmowały się obcokrajowcami oraz Polakami wyjeżdżającymi do innych krajów, a także utrzymującymi kontakty z cudzoziemcami. Niejednokrotnie w ośrodkach akademickich pojawiali się również funkcjonariusze Wydziału IV, realizującego działania przeciwko Kościołowi katolickiemu. Penetrowali duszpasterstwa akademickie, pielgrzymki środowiskowe itp. Inwigilacja środowiska akademickiego przez funkcjonariuszy SB trwała jeszcze w pierwszym półroczu 1990 r.
Od 1970 r. w pracy operacyjnej prowadzonej przez Służbę Bezpieczeństwa rozróżniano cztery rodzaje spraw. Były to: sprawy obiektowe (SO), operacyjnego sprawdzenia (SOS), operacyjnego rozpracowania (SOR) i kwestionariusze ewidencyjne (KE). Każda taka sprawa miała swój kryptonim i była zarejestrowana w dzienniku pod niepowtarzalnym numerem. Sprawy obiektowe uruchamiano w celu inwigilacji i utrzymania stałego nadzoru nad instytucją lub środowiskiem. Nadawano im najrozmaitsze kryptonimy. Przykładowo sprawa obiektowa o kryptonimie „Jagiellończyk” obejmowała Uniwersytet Jagielloński, a Akademia Ekonomiczna w Krakowie nosiła kryptonim „Kupiec”. Obiektem „ochranianym” w ramach sprawy obiektowej „Collegium” był Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Z kolei Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Kielcach kontrolowana była przez SB w ramach sprawy obiektowej o kryptonimie „Alfa”, zaś Politechnika Białostocka w ramach sprawy o kryptonimie „Kuźnia”. Natomiast inwigilacja Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach była prowadzona w ramach sprawy obiektowej o prostym kryptonimie „Uniwersytet”. Z czasem z tej sprawy wyodrębniono dodatkowo sprawę obiektową „Zagłębie”, której zakres obejmował wydział UŚ w Sosnowcu. Natomiast sprawę „Polonika” prowadził Wydział III SB w Bielsku Białej i Cieszynie wobec Filii UŚ w Cieszynie. Przedmiotem sprawy obiektowej mogła stać się również jakaś organizacja funkcjonująca w wyższej szkole, a nawet konferencja czy kongres naukowy. Tak było ze sprawą obiektową o kryptonimie „Union” odnoszącą się do Solidarności na UJ czy też sprawą obiektową o kryptonimie „Socjologia”, której celem była inwigilacja uczestników V Ogólnopolskiego Zajadu Socjologów, który miał miejsce w Krakowie w styczniu 1977 r.
W ramach spraw operacyjnego sprawdzenia ustalano wiarygodność doniesienia agenturalnego informującego o prowadzeniu – przez jedną osobę lub grupę ludzi – „wrogiej” dla reżimu działalności. W celu zdobycia obciążających dowodów, ustalenia kierunku i metod aktywności rozpracowywanych osób SB zakładała sprawy operacyjnego rozpracowania. Z kolei w stosunku do osób stanowiących potencjalne zagrożenie ze względu na pochodzenie z określonych środowisk lub dawniejszą działalność opozycyjną prowadzono obserwację w ramach tzw. kwestionariusza ewidencyjnego. Można domniemywać, że w odniesieniu do szkół wyższych w skali całego kraju liczbę takich spraw należy szacować w tysiącach.
Głównym zadaniem funkcjonariuszy Wydziału-III/III-1 SB była inwigilacja pracowników i studentów szkół wyższych. Naczelnik wydziału, jego zastępcy oraz kierownicy sekcji inicjowali, nadzorowali i koordynowali działania podległych sobie pracowników. Każda uczelnia, niezależnie od funkcjonariuszy prowadzących działania operacyjne w konkretnych sprawach, miała najczęściej jednego lub dwóch „stałych opiekunów”. To właśnie tacy „smutni panowie”, znani znacznej części pracowników szkoły, krążyli po korytarzach i salach uczelni. Przed nimi prawie wszystkie drzwi gabinetów rektorów, dyrektorów, profesorów i innych pracowników UJ były otwarte. Przychodzili o dowolnej porze dnia, a czasami zapraszali pisemnie, telefonicznie, a nawet osobiście na rozmowy do komendy Milicji Obywatelskiej. Początkowo ich poziom wykształcenia nie odbiegał od przeciętnego dla pracowników SB. Ta sytuacja zaczęła się w szybkim tempie zmieniać w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, kiedy to pracę w „aparacie” podejmowali absolwenci zarówno uczelni humanistycznych, jak i technicznych, niejednokrotnie legitymujący się dwoma fakultetami. Wśród wysoko cenionej kadry Wydziału III, ze względu na znajomość stosunków w danej uczelni, znajdowali się jej absolwenci, podejmujący pracę w SB bezpośrednio po zakończeniu studiów. To tutaj, ale już w innym charakterze spotykali się ze swoimi niedawnymi profesorami.
Od drugiej połowy lat siedemdziesiątych, bojąc się utraty kontroli nad kadrą akademicką, funkcjonariusze SB nasilali prowadzenie inwigilacji społeczności akademickiej. Związane było z tym pozyskiwanie coraz większej liczby nowych źródeł informacji, który to proces przyjął wręcz karykaturalne rozmiary pod koniec lat osiemdziesiątych. SB posługiwała się agenturą obejmującą trzy kategorie osobowych źródeł informacji. Byli to tajni współpracownicy (TW), kontakty operacyjne (KO) oraz kontakty służbowe (KS). Ponadto SB wykorzystywała do współpracy tzw. konsultantów, czyli fachowców z określonych dziedzin pomagających w rozwiązywaniu konkretnych problemów. Osoby te współpracowały z SB przy sporządzaniu analiz wymagających specjalistycznej wiedzy (np. chemicznej, fizycznej czy filologicznej itp.).
Ze względu na formalny zakaz werbowania na tajnych współpracowników członków PZPR bardzo często to właśnie oni zostawali kontaktami operacyjnymi. Niejednokrotnie osoby takie otrzymywały za swoje usługi wartościowe (w tamtych czasach) prezenty (drogi alkohol, kawę, pióra itp.). Z kolei kontaktami służbowymi najczęściej byli pracownicy zajmujący stanowiska kierownicze lub ważną pozycję ze względu na funkcjonowanie instytucji. Dlatego najczęściej, chociaż nie zawsze, osoby te poczuwały się niejako „z urzędu” do informowania SB o wszystkich sprawach znajdujących się w polu jej zainteresowania. Odnajdujemy także dowody na to, że „kontakt służbowy” mógł liczyć na różne „dowody wdzięczności”, głównie prezenty otrzymywane w dniu imienin, kwiaty z okazji Dnia Kobiet, a także gratyfikacje finansowe.
Najcenniejszym osobowym źródłem informacji (OZI) był TW, a jego współpraca z SB miała charakter formalny. W większości przypadków po wyrażeniu zgody na werbunek podpisywał zobowiązanie o współpracy. Wówczas też sam obierał sobie pseudonim, ale zdarzało się, że był on nadawany przez funkcjonariuszy. Istniało wiele powodów, dla których osoby legitymujące się stopniami i tytułami naukowymi decydowały się na podjęcie współpracy w charakterze tajnych współpracowników. Zdecydowana ich większość podejmowała współpracę na podstawie „współodpowiedzialności obywatelskiej”, którym to bardzo pojemnym pojęciem określano „dążenie do czynnego przeciwstawienia się istniejącym nieprawidłowościom, przekonania ideowo-polityczne oraz czynniki psychiczno-emocjonalne”. Tak naprawdę najczęściej kryła się za tym chęć wzmocnienia pozycji zawodowej lub uzyskania ułatwień w wyjazdach zagranicznych. Wbrew powszechnie panującemu przekonaniu stosunkowo niewielu agentów działających na uczelniach zwerbowano na podstawie materiałów kompromitujących, nawet jeśli wliczy się w to obawę przed odpowiedzialnością karną lub dyscyplinarną (np. prowadzenie samochodu w stanie nietrzeźwym, a wyjątkowo były to poważniejsze wykroczenia, np. udział w bójce lub kradzież). Osoby te godziły się na spotkania z funkcjonariuszami, obawiając się represji ze strony SB. Czasami były to obawy uzasadnione, częściej jednak wynikały ze zwykłego ludzkiego strachu. Natomiast nieuzasadnione wydają się twierdzenia o częstym stosowaniu szantażu podczas działań werbunkowych prowadzonych wobec pracowników akademickich, zwłaszcza z użyciem materiałów obyczajowych (działania takie częściej odnosiły się do przedstawicieli innych środowisk – np. duchowieństwa). Nie ulega też wątpliwości, że niektórym osobom kontakty z funkcjonariuszami SB imponowały i dawały poczucie satysfakcji, zapewniając – w ich mniemaniu – przewagę nad własnym otoczeniem.
Wobec stosunkowo niskiego uposażenia finansowego nauczycieli akademickich dla części agentów współpraca stawała się dodatkowym, czasami całkiem poważnym źródłem dochodów. Instrukcja pracy operacyjnej SB podkreślała konieczność wynagradzania TW: „odpowiednio nagradzać osiągnięcia, sumienność i inicjatywę (nagroda pieniężna lub rzeczowa, pomoc w trudnościach życiowych), mając jednak na uwadze, aby nagroda nie stała się czynnikiem skłaniającym do nierzeczowego lub nieobiektywnego informowania”. Przede wszystkim były to gratyfikacje finansowe lub dowody wdzięczności, różne prezenty: kwiaty, droższe napoje alkoholowe (butelka koniaku, whisky, brandy), czasami paczka kawy, czekolada, sok, szynka konserwowa czy też pończochy. W sytuacji permanentnych braków rynkowych każdy dar był cenny. Jeden z pracowników Wydziału Prawa UJ otrzymał ryzę papieru maszynowego na dokończenie rozprawy doktorskiej. Pamiętano również o imieninach, Dniu Kobiet i ważnych okolicznościach życiowych. Zdarzało się, że funkcjonariusz składał gratulacje i wręczał prezent po pomyślnej obronie pracy doktorskiej lub zaliczonym kolokwium habilitacyjnym. Jeszcze lepszą formą wynagradzania pracowników naukowych była pomoc w otrzymaniu stypendium zagranicznego lub wsparcie w takim wyjeździe, a także uzyskanie posady na zagranicznym uniwersytecie (np. w charakterze lektora języka polskiego) albo w przedstawicielstwie organizacji międzynarodowej. Ze względu na przelicznik obcych walut w stosunku do złotego prawie każdy wyjazd zagraniczny przynosił znaczący wzrost własnych dochodów.
Współpracownikom pomagano w objęciu dodatkowej posady lub w uzyskaniu intratnego zlecenia, np. w charakterze lektora w komitetach partyjnych. Inni zabiegali o pomoc w otrzymaniu mieszkania lub umorzeniu toczącego się przeciw nim postępowania administracyjnego czy karnego. Każda forma wsparcia stanowiła skuteczną formę wiązania OZI z SB. W miarę swoich możliwości, ale realizując przy tym własne cele, funkcjonariusze udzielali takiej pomocy. Niejednokrotnie pomoc ta była tylko pozorowana, podczas gdy sprawa toczyła się według administracyjnie obowiązujących zasad. Jeszcze inni pracownicy akademiccy liczyli na wsparcie SB w usunięciu z uczelni niewygodnych dla siebie osób. Taką sytuację ilustruje rozmowa pomiędzy funkcjonariuszem SB a długoletnim tajnym współpracownikiem, profesorem UJ, odmawiającym dalszych kontaktów po blisko dwudziestoletniej współpracy. W raporcie oficer SB zapisał: „Miał (TW) również żal do nas. Nie stwierdził tego bezpośrednio, ale można było to wywnioskować. Informował nas poprzednio o osobach jego zdaniem nie nadających się moralnie i poziomem przygotowania zawodowego do pełnienia funkcji nauczyciela akademickiego. Nie dało to oczekiwanych przez niego rezultatów, a wręcz przeciwnie zauważył, że osoby te dzięki koneksjom i poparciu dyrektora – antagonisty TW były awansowane i wynagradzane. Wywołało to zapewne u TW wątpliwości co do celowości dalszych kontaktów i wpłynęło na podjęcie decyzji o zakończeniu współpracy”.
Z kolei pracownik naukowy jednego z wydziałów prawa liczył na wsparcie funkcjonariuszy w uzyskaniu stopnia doktora habilitowanego. Gdy wydział odrzucił jego rozprawę, brak takiej pomocy spowodował u niego głęboką frustrację i niechęć do podtrzymywania związków z tajną policją. Niejako litując się nad nim, prowadzący go przez wiele lat oficer SB stwierdził: „Uważam, że TW »Antoni« do 1973 r. i jeszcze później do około 1979 r. był jednym z najwartościowszych w tut. Wydziale. Jego informacje były rzetelne, bardzo dokładne, świetnie przygotowane pod względem przydatności operacyjnej. Myślę, że albo zbyt długi okres współpracy, lub bliżej nieznane mi błędy kolejnych pracowników SB poczynione w toku kontaktów z TW, czy też kolejne niepowodzenia TW w osiągnięciach naukowych – są przyczyną tak głębokiego załamania się psychicznego TW i wycofania się ze współpracy. Uważam także, iż moralnym obowiązkiem jest – gdy będzie to możliwe – udzielenie przez SB (w drodze operacyjnej) poparcia dla TW w pokonaniu przez niego przeszkód jakie legły na drodze jego awansu naukowego”. Stosunkowo niewielka część osób z faktu współpracy nie uzyskiwała żadnych wymiernych korzyści.
Aż do końca istnienia PRL szkoły wyższe należały do głównych obiektów nadzorowanych przez SB. Analiza materiałów Służby Bezpieczeństwa ukazuje daleko posuniętą kontrolę roztaczaną nad funkcjonowaniem uczelni, a także działającymi na nich legalnymi organizacjami jak i takimi, które władze traktowały za wrogie wobec sytemu komunistycznego. Na początku lat osiemdziesiątych głównego niebezpieczeństwa upatrywano w powstaniu i działalności na uczelniach NSZZ „Solidarność”. Jednocześnie duża liczba spraw operacyjnych prowadzonych wobec pracowników uczelni świadczy o narastających obawach władz dotyczących „zagrożeń” będących efektem oddziaływania kadry akademickiej na studentów i kształtowania antyreżimowych postaw. Stąd wielokrotnie pojawiający się w raportach i ocenach funkcjonariuszy SB postulat eliminowania ze środowiska akademickiego nauczycieli jawnie prezentujących postawy „antysocjalistyczne”. Jednak niezwykle liczne środowisko akademickie, obejmujące także studentów, trudno było funkcjonariuszom w pełni kontrolować. Dlatego też w tych działaniach, oprócz coraz bardziej rozbudowywanej sieci OZI, niezwykle ważną rolę spełniała współpraca SB z komitetami uczelnianymi PZPR oraz częścią władz i administracją uczelni.
Prof. dr hab. Piotr Franaszek, Instytut HistoriiUniwersytetu Jagiellońskiego