logo
FA 1/2024 z laboratoriów

Bogusław Wójcik

Sekularyzacja à la PRL

Towarzystwo Krzewienia Kultury Świeckiej


Sekularyzacja à la PRL 1

Znaczek TKKŚ

Utrzymujące się przede wszystkim z dotacji państwowych TKKŚ mogło się poszczycić względnymi sukcesami w latach siedemdziesiątych. Według statystyk, pompowane pod dyktando przesyłanych z Biura Zarządu Głównego do oddziałów wojewódzkich „przydziałów” pod koniec dekady urosło liczebnie do ponad 370 tys. członków.

Nihil novi, na szczęście o wielu historiach nieco zapomniano, a ich przypominanie może się okazać frapujące. Mam szczęście do odkrywania takich zdarzeń, dlatego przedstawiam książkę o uporczywym trwaniu religii. Taki opis to oczywiście ujęcie à rebours, stanowiące ukłon w stronę postsekularnej współczesności. Historia Towarzystwa Krzewienia Kultury Świeckiej (TKKŚ) ukazuje bowiem w gruncie rzeczy, jak osiągnąć skutki odmienne od zamierzonych, w tym przypadku związane z ukierunkowaną laicyzacją.

Działalność TKKŚ, organizacji powstałej z połączenia w kwietniu 1969 r. Towarzystwa Szkoły Świeckiej (TSŚ) i Stowarzyszenia Ateistów i Wolnomyślicieli (SAiW), zainspirowała mnie kilka lat temu, gdy analizowałem meandry edukacyjnej reformy w wykonaniu ekipy Edwarda Gierka. Zwróciłem wówczas uwagę na broszurę tego stowarzyszenia przeznaczoną dla osób organizujących i prowadzących szkolne koła TKKŚ. Później nastąpiły liczne kwerendy archiwalne i godziny analiz różnego typu źródeł.

Kiedy już myślałem nad strukturą książki, zdałem sobie sprawę, że również obecnie nasilają się podobne procesy. Przedstawiana historia pozostaje więc wciąż aktualną lekcją, z której można wyciągnąć wnioski wskazujące na złożoność i nieprzewidywalność projektów, których celem staje się kształtowanie światopoglądu społecznego.

Centralizm demokratyczny, jedno z haseł wytrychów z czasów PRL, zakładał, że obywatele są teoretycznie wolni w swoich wyborach i działaniach o tyle jednak, o ile pozostają pod kontrolą partii. Pod koniec lat sześćdziesiątych XX wieku uznano w tym duchu, że potencjał TSŚ i SAiW, wyrosłych z burzliwej atmosfery przemian społeczno-politycznych 1956 r., jest na wyczerpaniu. W Sekretariacie Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, przy udziale ścisłego zespołu działaczy ze wspomnianych stowarzyszeń, powstał plan ich połączenia, ustalono ramy działania, a nawet wydrukowano statut z datą zjednoczenia przypadającą na marzec 1968 r. Partia miała jednak inne problemy w tym czasie i ogłoszenie narodzin nowej organizacji promującej świecką kulturę zostało odłożone na później.

Sekularyzacja à la PRL 2

Nadanie imion, USC Łańcut

Program TKKŚ nie miał wiele wspólnego z ideałami przedwojennych stowarzyszeń walczących o wprowadzenie rozdziału pomiędzy kościołami a państwem oraz promującymi ateizm. 25 lat drenażu ideologicznego po 1945 r. zepchnęło w cień ludzi pokroju prof. Andrzeja Nowickiego, którzy odwoływali się do innych niż marksistowsko-leninowskie inspiracji w zwalczaniu religii i wywodzącej się z niej obyczajowości. Jedynie poprawną motywacją w tym zakresie pozostawała aktualna wykładnia ideologii państwowej, którą podawali do „wierzenia” poszczególni przywódcy Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, a za nimi pierwsi sekretarze partii rządzących w krajach satelickich Moskwy. Wbrew pozorom rola ideologii jako motywatora ludzkich postaw nie traciła wówczas na znaczeniu, używano jej natomiast subtelniej.

Warto przywołać w tym kontekście opinię dysydenta sowieckiego Walentina Turczyna, który wskazywał, że właśnie za rządów Leonida Breżniewa zniewolenie totalitarne osiągnęło najwyższy poziom. Nie było to już zniewolenie będące efektem zastosowania fizycznego nacisku czy wynikające z „zaślepienia”, jako konsekwencji braku dostępu do informacji, lecz zniewolenie ideologiczne. W tym przypadku stopień zmiany tożsamości ludzkich umysłów w Kraju Rad był już tak znaczący, że nawet obywatele mający dostęp do wiedzy często nie byli w stanie odróżnić prawdy od fałszu.

Zróżnicowanie na jakiś czas pozostanie

Mieszkańcy „najweselszego baraku w obozie” uchylali się tymczasem przed podobnym formatowaniem. TKKŚ miało się więc przyczynić do zmiany tej sytuacji, uwzględniając siłę mądrości klasyków komunizmu, paradygmatów naukowych i trendów cywilizacyjnych. Programy te już w swoich założeniach okazały się jednak niewypałami. Polacy, w tym i spora liczba działaczy PZPR, zgadzali się zasadniczo z Leszkiem Kołakowskim głoszącym, że ideologia marksistowsko-leninowska „ujęta w wersji rygorystycznej, jest nonsensem, ujęta zaś w wersji rozluźnionej – jest banałem”. W większym czy mniejszym stopniu jasne było również dla nich, że propagandyści obozu władzy odwołują się nie do standardów naukowych, lecz karykatury rozumienia nauki, jaką był zestaw scjentystycznych wyobrażeń na jej temat. Sami zaś partyjni specjaliści od społecznej świadomości kompletnie nie rozumieli, że podstawowe znaczenie dla zmian noszących znamiona sekularyzacji, dechrystianizacji czy irreligii w przestrzeni społecznej i kulturowej na Zachodzie, miał ich spontaniczny charakter.

Nie mogąc całkowicie ignorować rzeczywistości, mocodawcy TKKŚ musieli uznać utopijny charakter leninowskiej przepowiedni głoszącej naturalne obumieranie religii, zastępując ją programem politycznym zakładającym, że społeczeństwo socjalistyczne na jakiś czas jeszcze pozostanie zróżnicowane światopoglądowo. Program ten zakładał współpracę wierzących i niewierzących i wymagał od tych drugich nieco więcej wysiłku. Kluczowi i bardziej zaangażowani działacze TKKŚ, postrzegani często jako intelektualna elita partyjna, okazywali się jednak niezdolni do skutecznego „dialogu”. Posługując się niezmienionymi od lat, często siermiężnymi w wykonaniu metodami pracy, zazwyczaj odstawali od duszpasterzy odnowionego po Soborze Watykańskim II Kościoła katolickiego, decydując się niejednokrotnie na imitowanie ich działań.

Sekularyzacja à la PRL 3

Wymazanie ze świadomości Polaków kontekstów religijnych, wpisanych w tradycyjną obrzędowość oraz nadających sens trudom ludzkiej egzystencji, okazywało się niemożliwe za pomocą odczytów, szkoleń, publikacji, różnego typu kół, a nawet propagowania obrzędowości świeckiej. Nawet sukces, jakim wydawało się zainicjowanie w połowie lat siedemdziesiątych turnieju, który przerodził się w olimpiadę filozoficzną, zamiast wzrostu świadomości socjalistycznej wśród młodzieży, stał się symptomem krytycznego myślenia jej przedstawicieli. Młodzi ludzie, poszukując lektur filozoficznych, szczególnie w mniejszych ośrodkach, korzystali z bibliotek parafialnych lub zbiorów księży. Uczestniczący w II Ogólnopolskiej Olimpiadzie Filozoficznej w roku szkolnym 1989/1990 zaskakująco często decydowali się na rozwinięcie tematu „Filozofia człowieka Jana Pawła II”. Papieża opisywali przy tym jako człowieka opatrznościowego dla Polski, największego Polaka, który przywrócił swoim rodakom poczucie godności i wiarę w zwycięstwo prawdy.

Zamiast szukać kreatywnych rozwiązań, członkowie TKKŚ narzekali więc na skuteczność Kościoła w „hamowaniu laicyzacji”, porównując np. swoje możliwości z tymi, jakie stwarzają punkty katechetyczne „bardzo dobrze wyposażone w literaturę, sprzęt i środki techniczno-audiowizualne”. Warszawscy funkcjonariusze MSW należący do TKKŚ domagali się „organizowania wycieczek do miejsc kultury świeckiej” i wskazywali, że ich dzieci „zwłaszcza dziewczynki bardzo zazdroszczą swoim koleżankom białych sukienek i całej tej oprawy komunijnej”. Sporo energii zarówno w centrali stowarzyszenia, jak i w jego oddziałach wojewódzkich tracono również na ciągłe udoskonalanie ceremonii świeckich obrzędów przejścia i oprawy innych wydarzeń, które próbowano wpisywać w kalendarz rytuałów socjalistycznych.

W ramach tych ostatnich działań np. w 41 placówkach Urzędu Stanu Cywilnego funkcjonujących w województwie tarnowskim w 1976 r. zorganizowano: 2127 uroczystości nadań imion dziecka, 986 uroczystości jubileuszy pożycia małżeńskiego, 624 jubileusze urodzin, 437 uroczystości wręczenia pierwszych dowodów osobistych, 31 pogrzebów świeckich, 168 spotkań w ramach poradni przedmałżeńskiej oraz 16 przekazań gospodarstw rolnych młodym rolnikom.

Atak sił prawicy na socjalistyczne zdobycze

Większość społeczeństwa, jeżeli nawet nie wyrażała wprost dezaprobaty wobec obrzędowości świeckiej, dystansowała się wyraźnie od takich jej przejawów jak nadawanie imion czy pogrzeby świeckie. Równocześnie nie wiązała z innymi uroczystościami, takimi jak pasowanie na ucznia, wręczanie dowodów osobistych czy jubileusze małżeńskie, znaczeń, które przypisywali im teoretycy obrzędowości świeckiej. Postawy te wpisywały się w szersze zjawisko niechęci społecznej wobec oficjalnej ideologii państwa, potwierdzając zarazem postępujący proces dekompozycji systemu.

Możliwości organizatorów obrzędowości świeckiej ograniczał także permanentny kryzys gospodarki socjalistycznej. Wymownym jego przykładem był status kilkunastu tysięcy cmentarzy w Polsce, z których tylko niecałe trzy tysiące stanowiły cmentarze komunalne, reszta zaś była utrzymywana przez kościoły. Jeżeli nawet rodzina zmarłego działacza świeckiego konsekwentnie realizowała jego wolę w zakresie charakteru pogrzebu, przeprowadzenie tej ceremonii była zmuszona negocjować z proboszczem, korzystając z kaplicy cmentarnej pełnej religijnych symboli. Za sukces polityki państwowej w omawianym zakresie uznawano natomiast, że od lat sześćdziesiątych dostępne były w końcu trumny bez takich emblematów.

Utrzymujące się przede wszystkim z dotacji państwowych TKKŚ mogło się poszczycić względnymi sukcesami w latach siedemdziesiątych. Według statystyk, pompowane pod dyktando przesyłanych z Biura Zarządu Głównego do oddziałów wojewódzkich „przydziałów” pod koniec dekady urosło liczebnie do ponad 370 tys. członków. O przynależności do stowarzyszenia nie decydowały jednak przekonania, lecz względy koniunkturalne, potrzeba przystosowania się do uwarunkowań społeczno-politycznych i różne formy nacisków. Rewolucja „Solidarności”, która wybuchła latem 1980 r., zburzyła ten sielankowy obraz stowarzyszenia, które zostało „wyrzucone” z zakładów pracy, urzędów i uczelni. Nawet najbardziej aktywni działacze często pozostawali bezradni wobec, jak sami to określali: „narastającego klerykalizmu oraz ataku sił prawicy na socjalistyczne zdobycze”. Należy założyć, że pod wpływem tych wydarzeń oraz społecznego katharsis, wywołanego przez wybór kard. Karola Wojtyły na papieża, stowarzyszenie opuściło ponad 50% działaczy TKKŚ.

W okresie karnawału Solidarności powstał także plan ratunkowy dla TKKŚ. Jego autor prof. Janusz Kuczyński przekonywał, że „nikt już dziś nie odda życia za laicyzm, ale wielu będzie gotowych poświęcić się za humanizm i racjonalizm”. Elementami sugerowanej przez niego zmiany tożsamości stowarzyszenia miały stać się między innymi nowa nazwa oraz program działania odwołujący się w większym stopniu do tradycji oświeceniowych niż ideologii marksistowsko-leninowskiej. TKKŚ, podobnie jak cały system, okazało się jednak strukturą zbyt skostniałą i niezdolną do samonaprawy. Takiego stanu rzeczy nie zmieniło wprowadzenie stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. Niektórzy działacze TKKŚ sądzili co prawda, że odzyskają dawne wpływy. Marian Orzechowski, sekretarz KC PZPR uczestniczący w naradzie prezesów zarządów wojewódzkich TKKŚ 17 lutego 1982 r., chłodził jednak podobne nadzieje, wskazując na „spustoszenie” i zmiany, jakie nastąpiły w świadomości społecznej. Jak zauważał, bez ich bilansu „trudno jest twierdzić, że wszystko już stracone, że nic się nie da odrobić, że jest to kwestia na całe pokolenia”. Konstatacja ta w rzeczywistości potwierdzała fiasko między innymi prowadzonej przez lata w Polsce polityki laicyzacji społeczeństwa.

Ciężkie czasy dla awangardy

Sekularyzacja à la PRL 4

Kolejne lata stały się tym samym czasem wegetacji TKKŚ, któremu pozostały już tylko próby odbudowy dawnych struktur, przede wszystkim w szkołach. W połowie lat osiemdziesiątych w gronie ok. 140 tys. działaczy TKKŚ już ponad połowę stanowili też nauczyciele. Na niewiele mogły zdać się ich odwołania do ideologii socjalistycznej, odartej z atrakcyjności, szczególnie dla młodych utożsamiających postęp z rozwojem techniki. A tak się złożyło, jak pisał po latach Mieczysław Rakowski, że „wszystkie znamiona cywilizacji materialnej, jak radar, nylon, stilon, telewizor, wideo, magnetowid, dżinsy, hot dogi i wiele innych, dał światu Zachód”.

O coraz większym oderwaniu działaczy TKKŚ od rzeczywistości świadczy wypowiedź Władysława Loranca, kierownika Wydziału Ideologicznego KC PZPR, który w 1986 r. przed V Zjazdem Krajowym TKKŚ przekazywał swoim podwładnym, by w terenie uświadamiali działaczy tego stowarzyszenia, że „Kościół chodzi obecnie po ziemi, a TKKŚ po niebie”. Wkrótce TKKŚ straciło jednak także wsparcie swojego mentora – PZPR. Pieriestrojka Michaiła Gorbaczowa podważyła bowiem sens dalszego stosowania przez jej kierownictwo starych praktyk związanych z indoktrynacją ideologiczną.

W 1989 r. dla grupy aktywnych działaczy TKKŚ czujących się przez lata „awangardą” partii nastały naprawdę „ciężkie” czasy, gdyż zostali opuszczeni przez PZPR, która „zreinterpretowała swój stosunek do religii i wierzących”. Bogusław Czarmiński charakteryzował ich następująco: „Nie potrafią się dziś znaleźć w światłej formule partii, uznającej pluralizm poglądów. Trudno im nagle pojąć, iż państwo chce tworzyć warunki dla intelektualnego i duchowego rozwoju wszystkim obywatelom, niezależnie od ich wyznaniowego czy bezwyznaniowego charakteru”. Gdy dodatkowo pod koniec tego roku zapadła decyzja o zaprzestaniu dotowania TKKŚ, jego „struktury organizacyjne rozpadły się jak domek z kart”.

Porażka TKKŚ jako inicjatora i propagatora różnych działań związanych z laicyzacją społeczeństwa w Polsce wynikała przede wszystkim z podrzędnej roli, jaką pełniło to stowarzyszenie wobec PZPR. Spełniało ono rolę kolejnego „pasa transmisyjnego” wykorzystywanego przez partię w programie przekształcania społeczeństwa za pomocą „kultury socjalistycznej”. Ani rządzącym, ani działaczom TKKŚ nie udało się też stworzyć realnej przeciwwagi dla Kościoła katolickiego. Wszelka aktywność w tym zakresie sprowadzała się do różnych form imitowania, a zarazem prób neutralizowania oddziaływania Kościoła. Pragnienia działaczy i mocodawców TKKŚ były tymczasem o wiele poważniejsze, teologię miała zastąpić ideologia marksistowska, liturgię – obrzędowość świecka, a hierarchię kościelną – struktury partyjne. Zamiast podobnych efektów pojawił się efekt „zamrożenia” sekularyzacji w Polsce przez system polityczny, który za wszelką cenę promował jej własny model.

Jak każda historia, również ta przedstawiona w mojej książce o TKKŚ posiada pewien morał. Każdy, kto sięgnie po tę pozycję, będzie miał okazję sformułować go w oryginalny sposób. Ja w tym celu posłużę się ponownie refleksjami Bogusława Czarmińskiego z artykułu Wspólnota sprzecznych refleksji, opublikowanego w maju 1989 r. Opisane zostały w nim „na gorąco” emocje tych członków TKKŚ, którzy konstatowali nagle, że pozostawiają za sobą ideowe i organizacyjne zgliszcza. Z goryczą odkrywali bowiem, że ulegli politycznej manipulacji, a wobec intelektualnej kompromitacji doktryny marksistowsko-leninowskiej, przekonując wcześniej innych o pewności własnych poglądów, odnajdywali się sami w ideowej próżni.

Wszelki koniunkturalizm ma swoją cenę. W przypadku działaczy TKKŚ były to doświadczenia: „porażenia intelektualnego i ideowego”, „poczucia fałszywości programu”, „goryczy z poddawania się instrumentalizacji”, a także „szoku odkrywania się jako mniejszość ateistyczna w chrześcijańskim świecie”.

W artykule mowa o monografii autora pt. Być pomocnikiem partii. Towarzystwo Krzewienia Kultury Świeckiej w służbie PZPR i ideologii marksistowsko-leninowskiej (1969-1990), Rzeszów – Warszawa 2023.

Dr Bogusław Wójcik, Oddziałowe Biuro Badań Historycznych IPN w Rzeszowie

Wróć