Piotr Müldner-Nieckowski
Kto nie umie czytać ze zrozumieniem obiektywizmu, niech dalej nie czyta. A jeśli się zdecyduje, to sam przyzna, że autor nie opowiada się tu po żadnej stronie. Ocenia z daleka, z tak zwanej perspektywy. Gdyby było inaczej, musiałby się wycofać całkiem na tyły. Szkoda, że nie czynią tego osoby polityczne, szczególnie te o podejrzanej przeszłości, które po dokonaniu licznych błędów mimo wszystko wracają do polityki i nie widzą, że jest to krok niewybaczalny. W opozycji natomiast może się znaleźć każdy, wszystko zależy od mocno kapryśnej woli obserwatorów, czyli wyborców. Zakładam, że za dziesięć i dwadzieścia lat temat ten (i ten schemat) nadal będzie aktualny, bo natura polityki od starożytności tak łatwo się nie zmienia. To, co było oczywistością w naszym XVIII wieku, jest oczywiste nadal, w równie naszym XXI. Pięknie to przedstawił Włodzimierz Bolecki w powieści Chack.
Nowo wybrany rząd z poniekąd zrozumiałych powodów nie podoba się opozycji bardziej niż w żadnym innym kraju, a ponieważ władzę wybiera lud, nowa opozycja ma pewność, że teraz to lud zgłupiał. Jeśli tak, to musi zastanawiać, kim rządzi opozycja, która właśnie wróciła do władzy. Tym głupim narodem? Zagrożenie jednak czyha za rogiem, bo ten głupi naród dostrzega zło zapowiadającej się likwidacji granic, państwa, płac, miejsc pracy i w końcu samego narodu. Istnieje też aksjomat, z którego wynika, że ci, którzy nie biorą udziału w wyborach, automatycznie godzą się na wybór dokonany przez tych, którzy w nich udział biorą.
Obelgi rzucane przez oba typy elit (opozycji tak samo jak władzy) pod adresem wyborców jedynie podsycają nienawiść. Ta zaś ma tę ciekawą właściwość, że prowokuje narastanie oporu drugiej strony, tak aby obie nienawiści zrównywały się co do mocy. To droga donikąd. Całością kołysze wahanie, czy warto przyłączać się do nienawiści, a więc skrajnych emocji, czy też zacząć myśleć, tworzyć coś, na czym można się wedrzeć w wyższe rejony poparcia społecznego.
Tymczasem władza robi swoje, a opozycja czynem i słowem w całości to neguje. Niekiedy musi, jeśli władza robi niedopuszczalne błędy. Przykład takich postaw wziął się jeszcze z lat poprzedzających pierwszy rozbiór Polski (1772), więc doświadczenie lud ma w tej mierze ogromne. Lud, którego spora część kiedyś popierała obecną opozycję i nienawidziła partii obecnie rządzącej, zaczyna wątpić, czy kiedykolwiek ktokolwiek z jego ulubionych polityków pójdzie po rozum do głowy i zacznie robić coś konstruktywnego. Nie ma żadnej obietnicy, żadnej nadziei na program partii pragnącej wrócić do władzy, wręcz przeciwnie – umacnia się domysł, że wobec tego obecna władza porządzi jeszcze nie jedną, ale dwie, a może i trzy kadencje, ponieważ opozycja swoim przeciwdziałaniem i brakiem pragmatycznego programu nie jest w stanie wesprzeć drugiej strony, która wierzy, że władza padnie pod swoim ciężarem. Albo że coś ją przygniecie.
Czym ma być owo „coś”? Przywódcy opozycji przeważnie nie mają pomysłu na to „coś”, bo są wyczerpani uprzednim pełnieniem władzy. Muszą więc zaczynać od nowa, niemal od zera. Potężne siły gospodarcze, które ich podtrzymywały, kiedy byli u władzy, zostały od nich oderwane. Jak to się stało, wiedzą ekonomiści i dziennikarze śledczy, ale jest faktem, że także dawny klientelizm, nieformalny system wzajemnego wspierania się grupy wyżej postawionych polityków i grupy mocniejszych biznesmenów, już nie funkcjonuje. Jedni kiedyś, przed 2015 rokiem, byli klientami drugich i to działało w obie strony, ale przestało po kilku prostych cięciach dokonanych przez władzę z lat 2015-2023, zwłaszcza przez skuteczną walkę z korupcją. Układ wzajemnego wspierania się opłatami wcale nie tak dawno był opoką i jednocześnie niezaprzeczalnie okradał państwo, czyli społeczeństwo. Władcy od początku swego pełnomocnictwa bezlitośnie wykorzystywali wiedzę o tym, a teraz i opozycja, i władza mają dane „hakowe”, kto brał udział w bagnie klientelizmu, nepotyzmu i łapówkarstwa. Władza, nieważne z której pochodzi flanki ideologicznej, będzie z tej wiedzy korzystać jeszcze długo, bo przez minione ćwierć wieku nazbierało się naprawdę dużo materiału, a społeczeństwo już o nim wie, i to nawet na głębokiej wsi.
A warto pamiętać o wsi. Wieś już dawno wydostała się z ciemnoty. Komputerów i wykształcenia wyższego używa z ogromną łatwością. Ubiera się z gustem, nie mniej elegancko niż miasto, nawet w estetyczne ciuchy robocze, i nawet gdy idzie do pracy w pole. Teraz, zresztą jeszcze częściej niż miastowi, do pracy po prostu jedzie własnym pojazdem. Co prawda niemieccy politycy uważają, że jazda traktorem odbiera rozum, ale w Polsce jeszcze do tego nie doszło.
Jedną z najpoważniejszych a kompromitujących wad polskich polityków jest to, że nadal nie potrafią docenić przeciwnika. Stara zasada mówi, że aby pokonać wroga, trzeba go docenić i nauczyć się jego języka, wiedzieć o nim jak najwięcej. Inaczej się nie da, inaczej jest się zawsze na pozycji straconej. Najlepszym rozwiązaniem byłaby wymiana szefów i uruchomienie komórki, która by rozpoznawała, kto wśród wrogów jest kim i jaką ma prawdziwą wartość. Następnie konieczne byłoby opracowanie metody, jak sobie radzić z wiedzą o wrogu, który jako mądry przeciwnik polityczny woli być niedoceniany. Wtedy bowiem jego pozycja jest mocniejsza, bo pozwala używać broni, przeciwko której druga strona nie jest w stanie wynaleźć sposobów. I tak w koło. O ile władza nie zacznie przeginać i kierować się w stronę totalitaryzmu. Wtedy wszystko może się nagle stać inne.
e-mail: lpj@lpj.pl