Zbigniew Drozdowicz
Tytułowe pytanie związane jest z dziedzinami i dyscyplinami nauki i sztuki. Do jego postawienia skłaniają mnie zarówno wyniki ostatniej parametryzacji, jak i mające obecnie miejsce w środowisku akademickim starania uczonych o „wybicie się” na samodzielność ich dyscyplin. Niektórym z nich udało się zrealizować te aspiracje. W kolejce do rozpatrzenia czekają kolejne wnioski w tej sprawie.
Nie twierdzę, że wszystko to, co łączy się z Ustawą 2.0, nazywaną wzniośle Konstytucją dla Nauki, a potocznie „reformą Gowina”, nie sprawdziło się w praktyce. Twierdzę natomiast, że jest wielu niezadowolonych z klasyfikacji dziedzin nauki, dyscyplin naukowych oraz dyscyplin artystycznych, która została wprowadzona ministerialnym rozporządzeniem z 20 września 2018 roku. W dołączonym do niego wyjaśnieniu można przeczytać, że „została ona opracowana we współpracy” z najbardziej znaczącymi gremiami przedstawicielskimi polskiego środowiska akademickiego oraz „oparta jest na klasyfikacji przyjętej przez europejską Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD)”. Sporo zastrzeżeń można mieć nie tylko do tej „współpracy”, ale także do jej przekładania na zapisy Ustawy 2.0 oraz dołączonych do niej ministerialnych rozporządzeń. Niejedno zastrzeżenie można również mieć do owego „oparcia się” na klasyfikacji OECD. Co najmniej jedna kwestia pozostaje bezdyskusyjna: wprowadzona tym rozporządzeniem klasyfikacja dyscyplin skróciła życie wielu tym, które się rozmnożyły niczym przysłowiowe grzyby po deszczu, przekraczając punkt krytyczny, za jaki może uchodzić ponad 100 dyscyplin, a jeszcze bardziej rozmnażające się specjalizacje i specjalności naukowe stanowiły zapowiedź, że jest tylko kwestią czasu, kiedy ten światowy „rekord” zostanie poprawiony i ponownie „zawstydzimy” nim kraje, które na czołowych miejscach w prestiżowym rankingu szanghajskim mają wprawdzie swoje uczelnie, ale lista realizowanych na nich dyscyplin naukowych jest dosyć skromna, bowiem liczy niewiele ponad 40 pozycji.
W uzasadnieniu do ministerialnego rozporządzenia stwierdza się, że „dzięki nowej klasyfikacji dziedzin i dyscyplin będzie możliwe przeprowadzenie skrupulatnej ewaluacji jakości działalności naukowej”. Odpowiedzią na pytanie, na ile była ona skrupulatna, może być lawina odwołań od wyników parametryzacji dyscyplin za lata 2017-2021. W komentarzu do niej przewodniczący KEN-u Błażej Skoczeń twierdzi, że „pejzaż nauki polskiej, jaki wyłania się z przeprowadzonej w pierwszej połowie roku ewaluacji i kategoryzacji podmiotów w dyscyplinach, jest zbliżony do tego, jaki pokazały dwie poprzednie ewaluacje (2013, 2017)”. W przełożeniu na nowe regulacje prawne oznacza to, że w gruncie rzeczy nie wprowadziły one zmiany do tego pejzażu. Nie podzielam tej opinii. Nie podzielam również opinii B. Skoczenia, że wielkość N (oznaczająca liczbę pracowników naukowych dających swoją afiliację do danej dyscypliny) nie miała istotnego wpływu na uzyskany w tej parametryzacji wynik. Wprawdzie jestem skłonny się zgodzić z tym, że mała liczba N nie gwarantowała sukcesu, jakim było uzyskanie najwyżej kategorii, tj. A+, jednak w niejednym przypadku ułatwiała uzyskanie kategorii A oraz B+. Opinii, że duże N nie utrudnia „konkurowania z małymi podmiotami o niewielkiej liczbie N”, nie podzielają zresztą także władze rektorskie uczelni, które mają takie dyscypliny z dużym N i w tej parametryzacji uzyskały jedynie kategorię B+. Rzecz jasna może to stanowić argument dla uczonych, którzy chcieliby wydzielenia ich dyscypliny i pójścia osobno do następnej parametryzacji.
Argumentacja wnioskodawców o wpisanie na listę ich dyscypliny jest zapewne mocno zróżnicowana. Zróżnicowana jest bowiem sytuacja uczonych, którzy ponieśli największe „straty” w wyniku radykalnego skrócenia w 2018 r. tej listy. Największa liczba „poszkodowanych” jest w dziedzinie nauk technicznych. Sporo ich również w dziedzinie nauk rolniczych i humanistycznych. Wprawdzie wyłoniła ona także nielicznych „zwycięzców”, ale „sukces” zawdzięczają oni nie tyle mocnej pozycji na liście OECD, ile względom, o których tylko niewielu chce otwarcie powiedzieć, a ci, którzy o tym mówią, muszą uznać, że póki co niewiele mogą zmienić. Nie jesteśmy jednak zdani na domysły w przypadku dwóch nowych dziedzin i siedmiu dyscyplin, którym udało się „wybić” na samodzielność. Ich argumentacja została bowiem uwzględniona przez ministerialnych decydentów i po jej uzupełnieniu tzw. racjami wyższymi przedstawiona w uzasadnieniu projektu podjętej później decyzji.
Zawiera ono zarówno część wspólną, jak i części odrębne dla każdej z tych dyscyplin. W pierwszej znajdują się stwierdzenia, że „pod wpływem zmian w rozwoju badań naukowych oraz potrzeb społeczno-gospodarczych – są kierowane wnioski przedstawicieli środowiska akademickiego, a także ministrów kierujących poszczególnymi działami administracji rządowej wskazujące na potrzebę wprowadzenia zmian w (…) «klasyfikacji», określonej rozporządzeniem”. Dodaje się przy tym, że „powinna ona uwzględniać systematykę dziedzin i dyscyplin przyjętą” przez OECD, mieć wzgląd na bezpieczeństwo państwa, konieczność dochowania zobowiązań międzynarodowych Rzeczypospolitej oraz cele, których realizacji służy klasyfikacja, takie jak „możliwość przeprowadzenia miarodajnej ewaluacji jakości działalności naukowej”, „umożliwienie rozwoju naukowego pracowników naukowych oraz stworzenie ram prawnych dla rozwoju działalności dydaktycznej uczelni. (…) Proponowane w projekcie rozporządzenia zmiany w stosunku do dotychczas obowiązującego podziału dziedzin nauki i dyscyplin naukowych oraz dyscyplin artystycznych pozwolą na pełniejszą realizację wytycznych zawartych w art. 5, ust. 3 ustawy, przez uwzględnienie w większym stopniu systematyki dziedzin i dyscyplin przyjętej przez OECD oraz kwestii bezpieczeństwa państwa, a także kierunków rozwoju badań naukowych prowadzonych przez podmioty systemu szkolnictwa wyższego i nauki. Utworzenie nowych dyscyplin naukowych umożliwi w kolejnych latach przeprowadzenie bardziej efektywnej i adekwatnej do faktycznych potrzeb środowiska naukowego ewaluacji (…), a w następstwie – nadawania stopni naukowych (…) i prowadzenia kształcenia w szkole doktorskiej w ramach dyscyplin”.
W części zawierającej uzasadnienie do obu wyodrębnionych dziedzin i siedmiu dyscyplin wskazuje się przy „propozycji utworzenia dziedziny nauk weterynaryjnych”, że badania naukowe w dyscyplinie weterynaria „nie ograniczają się jedynie do nauk rolniczych”. Natomiast przy dyscyplinach: 1. etnologia i antropologia zwraca się uwagę na „utrudnienia w prowadzeniu międzynarodowej współpracy naukowej” i „oddalenie polskich naukowców od głównego nurtu badań prowadzonych w tym obszarze”; 2. inżynieria bezpieczeństwa – na „zapobieżenie obniżenia poziomu bezpieczeństwa”; 3. ochrona dziedzictwa kulturowego i konserwacji zabytków – na „rozproszenie edukacji akademickiej i badań naukowych w obszarze tzw. Built Heritage, tj. dziedzictwa budowlanego”; 4. biotechnologia – na „realizację projektu utworzenia polskiego hubu biotechnologicznego, mającego prowadzić działalność w obszarach innowacji farmaceutycznych, innowacji w zakresie wyrobów medycznych i rozwiązań cyfrowych w zdrowiu”; 5. nauki o rodzinie – na „przeciwdziałanie obecnemu rozproszeniu środowiska badawczego podejmującego problematykę rodziny”; 6. stosunki międzynarodowe – na „rozwiązywanie konkretnych problemów międzynarodowych, takich jak: zapewnienie pokoju na świecie, funkcjonowanie instytucji międzynarodowych, prowadzenie polityki zagranicznej i dyplomacji”; 7. nauki biblijne – na „przeszkody w rozwoju współpracy z instytucjami biblijnymi i centrami badań i studiów biblijnych w Europie i w Stanach Zjednoczonych, a także w organizowaniu studiów biblijnych do poziomu licencjatu kanonicznego”.
Projekt rozporządzenia w sprawie dziedzin nauki i dyscyplin został poddany konsultacjom społecznym, w tym konsultacji z Radą Główną Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Uchwałą z 6 lipca 2022 r. wyraziła ona „negatywną opinię przedstawionej propozycji” i „zaapelowała o wstrzymanie ich wprowadzenia w życie do czasu przeprowadzenia postulowanej analizy”. W kilkunastopunktowym uzasadnieniu tego stanowiska stwierdza się m.in., że „a. Żadna z dwóch proponowanych nowych dziedzin nie ma statusu dziedziny nauki w systematyce OECD; b. Spośród 7 nowych, proponowanych dyscyplin tylko jedna (pomijając nauki weterynaryjne) – biotechnologia (…) ma w klasyfikacji OECD status dyscypliny; c. Dziedzina nauki o rodzinie, z dyscypliną nauki o rodzinie znajdują się w klasyfikacji OECD w dziedzinie nr 5 – nauki społeczne (…). Proponowanie nowej dziedziny (w tym jednej dyscypliny) skłania do refleksji”. W ostatnim punkcie wskazuje się na to, że „dyscyplina nauki biblijne (…) w OECD studia w tym obszarze są sytuowane w dziedzinie nauk humanistycznych” (a nie nauk teologicznych jak to ma miejsce w projekcie), jednak „obiektywnie trudno Radzie Głównej ocenić argument uzasadnienia związany z trudnościami, jakie – przy obecnej klasyfikacji nauki w Polsce – «napotyka środowisko biblistów polskich»”. W konkluzji podsumowującej tę negatywną opinię Rada Główna stwierdza, że „wszystkie cele zmian, określone w projekcie rozporządzenia Ministra mogą zostać zrealizowane przy obecnej klasyfikacji dziedzin nauki i dyscyplin naukowych i dyscyplin artystycznych”.
Rzecz jasna klasyfikacja OECD nie jest „świętością”, do której należałoby podchodzić bezkrytycznie. Nie powinno jednak tak być, że autorzy projektu rozporządzenia wprowadzającego zmiany do klasyfikacji dziedzin i dyscyplin naukowych powołują się na nią w uzasadnieniu proponowanych zmian, ale w praktyce się z nią rozmijają. Mam również pewne zastrzeżenia do tej części ministerialnego uzasadnienia, w której wskazuje się na polskie realia akademickie – takie m.in. jak trudności w prowadzeniu współpracy międzynarodowej czy „przeszkody w organizowaniu studiów”. Skłonny jestem twierdzić, że „etykietowanie” uczonych, jakim jest przypisanie do określonej dyscypliny, ani tej współpracy specjalnie nie pomaga, ani też specjalnie jej nie szkodzi. Liczą się bowiem przede wszystkim ich faktyczne kwalifikacje, w tym umiejętności nawiązywania i rozwijania takiej współpracy. Natomiast jeśli chodzi o „organizowanie studiów”, to na wielu uczelniach pozostawało ono i pozostaje w luźnych związkach z listą dziedzin i dyscyplin naukowych. Wyrazem tego jest m.in. to, że na wielu z nich dużo więcej jest kierunków studiów niż dyscyplin naukowych, a im są one większe i bardziej znaczące, tym dysproporcje są większe.
To potoczne określenie stanowi punkt wyjścia do powiedzenia kilku słów o inicjatywie, która pojawiła się niedawno w dyscyplinie nauki o kulturze i religii. Już na podstawie samej nazwy można sądzić, że przy wpisywaniu jej na listę dyscyplin kierowano się założeniem, iż kultura jest tak ogromnie zróżnicowana, że do jej naukowego badania potrzebni są zarówno uczeni o szerokim profilu badawczym, jak i wąscy specjaliści. Dosyć zagadkowo wygląda owo „i religia”. Można sądzić, że ten dodatek pojawił się w związku z tym, że była ona obecna nie tylko na liście OECD (w dziedzinie nauk humanistycznych, w dyscyplinie 6.3. filozofia, etyka i religia, w tym subdyscyplinach 6.3.c teologia oraz 6.3. d. religioznawstwo), ale także występowała – jako odrębna dyscyplina nauk humanistycznych religioznawstwo – na liście ministerialnej do 2018 r. Dzisiaj jest jasne, że ten dodatek nie spełnił oczekiwań nie tylko etnologów, ale także kulturoznawców, których reprezentuje zarówno Polskie Towarzystwo Kulturoznawcze, jak i Komitet Nauk o Kulturze PAN. Obie te organizacje wystąpiły bowiem z wnioskiem do ministra – pierwsza z nich o zmianę nazwy dyscypliny nauki o kulturze i religii na kulturoznawstwo, natomiast druga o „przywrócenie w dziedzinie nauk humanistycznych dyscypliny o nazwie «kulturoznawstwo»”. Są to wprawdzie różne wnioski, jednak sprowadzają się do tego samego: dotychczasowa nazwa im nie odpowiada.
Co na to ci, którzy w tej sytuacji znaleźliby się poza „burtą” jakiejkolwiek dyscypliny naukowej? Mogą odpowiedzieć na to pytanie, przedstawiając stanowisko religioznawców skupionych w różnych ośrodkach akademickich i reprezentowanych przez Polskie Towarzystwo Religioznawcze (jestem wiceprzewodniczącym jego zarządu). Krótko rzecz ujmując: nie ma zgody na tę pierwszą propozycję, a druga byłaby do zaakceptowania tylko wówczas, gdyby na liście dyscyplin pozostawione zostały nauki o kulturze i religii. Rzecz jasna w tym drugim przypadku pogłębiałoby to jeszcze zamieszanie spowodowane pojawieniem się na niej etnologii i antropologii kulturowej. Skoro jednak jej inicjatorom udało się przekonać ministerialnych decydentów, że nie uprawiają oni nauk o kulturze, to nie można wykluczyć, że do ich przekonania trafi również argumentacja podana we wnioskach tych, którzy uważają się za kulturoznawców, ale już nie religioznawców. Mam jednak nadzieję, że tak się nie stanie.
Wróć