Mariusz Karwowski
Nie sposób wyobrazić sobie sportu bardziej oddającego ducha morskiej uczelni niż żeglarstwo. Samodyscyplina, wytrwałość, otwarta głowa, a do tego sprawność na najwyższym poziomie – na łódce bez tego ani rusz. Na Uniwersytecie Morskim w Gdyni chodzi o coś jeszcze. Reaktywowana po sześcioletniej przerwie sekcja żeglarska przy Studium Wychowania Fizycznego i Sportu ma do wypełnienia szczególną misję. Jej członkowie trenują w ośrodku w Rewie prowadzonym przez Janusza Frąckowiaka. Ten były trener kadry i pasjonat żagli swoim zapałem potrafi zarazić wszystkich dookoła. Szczególną opieką otacza dzieci z okolicznych tzw. trudnych rodzin. Wspomagając rodziców w procesie wychowawczym, pokazuje, że w żeglarstwie, podobnie jak w życiu, ważne są dyscyplina, szacunek do siebie i innych, porządek i odpowiedzialność. Zaszczepiając te cechy za młodu, próbuje udowodnić, że każdego da się w ten sposób wyprowadzić na dobrą drogę.
Wciągnął w to studentów UMG, którzy mają wspierać adeptów żeglarstwa z Wejherowa, Gdyni czy Redy w ich edukacji. W końcu sport może odegrać w życiu istotną rolę, ale podstawą musi być nauka. Korzyść jest obopólna, bo studenci mogą w zamian nieodpłatnie korzystać z żaglówek. Długo nie trzeba było ich namawiać. Odtąd stali się godnymi naśladowania nie tylko na wodzie, ale i w codziennym życiu. Odrabianie polskiego, matematyki czy chemii nigdy nie przynosiło dzieciom większej radości. Wszyscy mają frajdę, gdy w szkole czy na wodzie ktoś odniesie sukces. Żacy zaimponowali w ubiegłym roku, zajmując pierwsze miejsce w klasyfikacji drużynowej Akademickich Mistrzostw Pomorza. Miesiąc później na Akademickich Mistrzostwach Polski w Wilkasach stanęli na najniższym stopniu podium wśród uczelni społeczno-przyrodniczych.
Rektor na drążku
Wskrzeszona przed ledwie dwoma laty sekcja żeglarska nie jest najmłodszą w portfolio UMG. W tym samym mniej więcej czasie zaczęli trenować unihokeiści, a ledwie parę miesięcy temu także piłkarze ręczni. Wystarczyło wyjść z inicjatywą, dać ogłoszenie o naborze i w okamgnieniu powstała drużyna, której – jak pozostałym – kupiono stroje z uczelnianym logo. Determinacji i siły woli można im pozazdrościć.
– Staramy się wychodzić naprzeciw oczekiwaniom studentów. Coraz więcej z nich przejawia chęć do sportowej aktywności. Powstają więc nowe sekcje, odradza się życie sportowe na uczelni. Nie bez znaczenia jest tu nastawienie rektora, który daje zielone światło, promując wszelkie tego typu inicjatywy – przekonuje dr Anna Konieczna, kierownik Studium Wychowania Fizycznego i Sportu UMG.
W tym co mówi, nie ma ani krzty przesady. Dla stojącego na czele uczelni prof. dr. hab. inż. Janusza Zarębskiego sport jest nieodzowną dziedziną życia. Sam regularnie dba o kondycję, a o efektach można się przekonać choćby podczas zainicjowanego przez niego Festynu Sportowego o Puchar Rektora (a wcześniej dziekana Wydziału Elektrycznego). I nie dla wszystkich jest to moment chwały. Ani siłowanie na rękę, ani rzut oszczepem, ani sztafeta na ergometrach wioślarskich, strzelanie z łuku czy przeciąganie liny nie wzbudzają takiej ekscytacji, jak podciąganie na drążku z udziałem rektora. Przyglądając się jego wyczynom, wielu szybko traci rezon.
– Mam zanotowane dokładne wyniki, ale nie będę ujawniać, żeby nie zawstydzać studentów – śmieje się dr Konieczna.
Takie przedsięwzięcia motywują do aktywności również pracowników uczelni. Festyn odbywa się wprawdzie raz do roku, ale na co dzień mają do wyboru pilates, program „Zdrowy kręgosłup”, pływanie czy nordic walking urokliwymi trasami Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Specjalna oferta dla pracowników stanowi jeden z trzech filarów, na których oparto funkcjonowanie SWFiS.
Aleksander Panicz
Podstawą są zajęcia dydaktyczne prowadzone przez siedmiu zatrudnionych w studium wykładowców. Do niedawna korzystano z hali sportowej, ale kiedy podjęto decyzję o jej wyburzeniu i postawieniu w tym miejscu nowoczesnego obiektu z pełnowymiarowymi boiskami do gier zespołowych, siłownią i salą gimnastyczną (oddanie planowane jest za dwa lata), do dyspozycji sportowców jeszcze przez jakiś czas pozostanie jedynie pływalnia. Jest obowiązkowa dla wszystkich, którzy nie mają przeciwwskazań lekarskich. Ci zaś mają do wyboru zajęcia korekcyjne lub jogę. Pozostali, choć nie muszą wiązać swojej przyszłości z pływaniem na statkach (na UMG są również kierunki lądowe), przechodzą 60-godzinny program nauki pływania i ratownictwa. W ciągu trzech pierwszych semestrów doskonalą technikę pływania, w czwartym uczą się technik ratowniczych: skoku, holowania, w jaki sposób się obchodzić z osobą przytomną, a jak z nieprzytomną itp. Każdy może poradzić się instruktora, poprosić o odpowiedni trening albo po prostu popływać.
W SWFiS działają także sekcje sportowe i rekreacyjne. Jest ich obecnie czternaście. Studenci, oprócz już wymienionych, mogą trenować także siatkówkę, koszykówkę, piłkę nożną, trójbój siłowy, sporty walki, pływanie i jogę. Ta ostatnia cieszy się największym powodzeniem. W tym roku zapisało się siedemdziesięciu uczestników.
– Jest jeszcze sekcja ogólnorozwojowa dla osób, które nie są na takim poziomie, by reprezentować uczelnię na zawodach, ale chcą przyjść, poruszać się dla czystej przyjemności. Sami wyznaczają sobie zakres aktywności – mówi dr Konieczna.
Sekcje otwarte są więc dla każdego, ale już podczas pierwszych zajęć instruktorzy starają się wyłapać „brylanty”, które dobrze rokują. Wiadomo, że w krótkim okresie studiów nie da się od podstaw stworzyć sportowca, za to łatwo można w tym czasie zaprzepaścić czyjś potencjał. By do tego nie dopuścić, w SWFiS idą na rękę każdemu, kto chce kontynuować rozpoczęte wcześniej pasje. Z uwagi na skromną obecnie bazę – brak własnej siłowni, hali, boisk – studenci mają możliwość trenowania poza uczelnią, w klubach sportowych. Tak jest choćby z najjaśniej ostatnio świecącą gwiazdą, Agnieszką Kaszubą, studentką III roku Wydziału Nawigacyjnego, która w lutym w halowych Mistrzostwach Polski w Toruniu sięgnęła po złoty medal w skoku o tyczce, uzyskując rekord życiowy 4,30 m. Była też najlepsza w ostatnich Akademickich Mistrzostwach Polski w Łodzi. Na wydziale tym studiuje także Aleksandra Chmielewska, która w lutym na jeziorze Oresjon w Szwecji zdobyła brąz w bojerowych Mistrzostwach Europy, a w Mistrzostwach Świata juniorek do podium zabrakło jej jednego punktu. Ich kolegą jest Aleksander Panicz, trzeci w MP w karate olimpijskim w konkurencji kata drużynowe i w MP Japan Karate Association DPD w kata indywidualnym. „Nawigatorzy” byli też bezkonkurencyjni w sztafetach na ostatnich międzywydziałowych zawodach pływackich, organizowanych co roku z okazji Święta Szkoły.
Ale osiągnięć nie brakuje i na innych wydziałach. W sportach siłowych brylują „elektrycy”, a wśród nich Marcin Lange – najlepszy w Pucharze Polski w wyciskaniu leżąc w kategorii open juniorów do lat 23, a do tego brązowy medalista AMP w trójboju siłowym i w MP w wyciskaniu leżąc. Sporty walki to domena głównie Wydziału Przedsiębiorczości i Towaroznawstwa. Jedną z „gwiazd” jest pięściarka Natalia Snadna, wicemistrzyni Polski AZS w boksie olimpijskim. Z kolei wśród „mechaników” najwięcej jest biegaczy, którzy startując w niezliczonej ilości imprez – od najkrótszych pięciokilometrowych, przez dwukrotnie dłuższe, aż po półmaratony – z pewnością prędzej czy później zrealizują marzenia o sukcesach.
Agnieszka Kaszuba
W ostatnich dwóch edycjach Akademickich Mistrzostw Polski UMG plasował się w okolicach 70 miejsca. Jak przyznaje dr Konieczna, na aspekt wyczynowy trzeba jednak patrzeć przez pryzmat specyfiki takiej uczelni, jaką jest Uniwersytet Morski. Przede wszystkim UMG nie jest tak duży jak klasyczne uniwersytety czy politechniki. Poza tym z praktykami na statkach wiąże się konieczność kilkumiesięcznego nawet wyjazdu. Potrafi to zaburzyć przygotowania, zwłaszcza w sportach drużynowych, i nieuchronnie zmniejsza szanse w rywalizacji z drużynami z innych szkół wyższych.
– Tamte zespoły mają dużo więcej czasu na zgranie, ustawienie każdego na boisku na optymalnej pozycji, my z kolei nie możemy być pewni, że skład będzie utrzymany do następnych zawodów – tłumaczy dr Konieczna, przywołując niedawny Rejs Niepodległości, w którego ostatnim etapie brał udział jeden z członków uczelnianego teamu pływackiego. Traf chciał, że dzień po zakończeniu rejsu zaplanowano zawody. Zawodnik był zdeterminowany, by w nich wystartować, ale kilkutygodniowy pobyt na statku – choć wspomnień z niego przywiózł co niemiara – zrobił swoje. O dobrym wyniku można było zapomnieć. Moja rozmówczyni dostrzega jednak i plusy tej sytuacji.
– W równej mierze co podstawowych zawodników wychowujemy też młodszych, którzy wiedząc, że w każdej chwili mogą wskoczyć na zastępstwo, od początku przygotowywani są do roli reprezentantów uczelni.
UMG to uczelnia morska, ale pamięta się w niej również o pasjonatach gór. Organizowane przez SWFiS obozy narciarskie sięgają tradycją pół wieku wstecz. Wtedy wyjeżdżano do Szklarskiej Poręby, Korbielowa i Zwardonia. Później celem był Turbacz. Od kilkunastu lat odbywają się w Białce Tatrzańskiej. Na stoku – w zależności od stopnia zaawansowania – ćwiczy się upadki, sposoby wstawania, jazdę na krawędziach czy jazdę synchroniczną. Studenci nie odmawiają sobie też radosnej zabawy na śniegu. Punktem kulminacyjnym jest zawsze długo potem wspominana impreza sylwestrowa.
Wróć