Anna Supruniuk, Mirosław Supruniuk
Nie ulega wątpliwości, że rząd wybrał rozwiązanie prostsze i lepsze, przedłużając o rok mianowanie wszystkim władzom Uniwersytetu. W międzyczasie dojść musiało do ustaleń rządowych polsko-litewskich, w których podejmowano również kwestię otwarcia Uniwersytetu w Wilnie. Dlatego też 9 września rektor w piśmie do Eustachego Sapiehy, ministra spraw zagranicznych, napisał: „Opierając się na rozmowie z JW. Panem Wiceministrem Janem Dąbskim, Rektorat Uniwersytet Stefana Batorego w Wilnie podaje niniejszym do wiadomości MSZ nazwiska członków tegoż uniwersytetu, którzy mogliby brać udział w naradach oraz pertraktacjach odnoszących się do spraw, z którymi jest związane istnienie Uniwersytetu Wileńskiego:
Prof. dr Michał Siedlecki – Rektor
X. prof. dr Bronisław Żongołłowicz – Dziekan Wydziału Teologicznego – znawca stosunków kościelnych oraz statystyki ludności na Litwie – mówiący doskonale po litewsku, rosyjsku i francusku
Prof. dr Ludwik Janowski – znawca historii Litwy i Rusi – znawca historii Uniwersytetu Wileńskiego – mówiący po rosyjsku i francusku
Szef Sekcji 1 Min. WRiOP, Prof. dr Adam Wrzosek – znawca historii Uniwersytetu Wileńskiego.
Wreszcie Rektorat podaje do wiadomości MSZ, że prof. Uniwersytetu Wileńskiego x. dr Bolesław Wilanowski przestawał dawniej w zażyłych stosunkach osobistych z litewskim ministrem spraw zagranicznych X. Puryckim, i gotów jest oddać się do dyspozycji MSZ”.
Czy jakiekolwiek rozmowy polsko-litewskie na temat uniwersytetu miały miejsce – nie wiemy. Nie wspominają o tym ani ks. Żongołłowicz, ani rektor Siedlecki. Najpewniej władze USB były informowane o toczących się bojach na froncie bolszewickim i froncie zbliżającym się do Wilna, a wszelkie rozmowy z władzami MSZ czy Ministerstwa WRiOP zakładały natychmiastowy, po wyzwoleniu, powrót na uniwersytet. W dniu 18 września 1920 roku rozpoczęły się formalne rokowania polsko-litewskie w Kalwarii (suwalskiej), ale prędko zostały zerwane. Wrócono do nich 30 września w Suwałkach. Doprowadziły do zawarcia tymczasowego porozumienia, które ustaliło linię demarkacyjną na granicy pruskiej wzdłuż trajektorii Niemen – Orany – Ejszyszki – Bastuny. Ustanowiona Rada Miejska w Wilnie składała się z dwóch Litwinów, dwóch Żydów i dwóch Polaków. Inspektorem szkół polskich został członek tymczasowego Senatu Uniwersytetu w Wilnie w 1919 roku, a niebawem profesor wileńskiej uczelni, Stanisław Kościałkowski.
Kolejni uciekinierzy z Wilna przywozili informacje sprzeczne ze sobą. Niezawodny Ruszczyc notował: „Od 28 sierpnia Litwini w Wilnie. Pustki. Brak inteligencji. Uniwersytet nie zrabowany”. 6 września gazeta „Naród” napisała: „Od osoby przybyłej drogą okrężną z Wilna dowiadujemy się, że Litwini zająwszy Wilno znaleźli się wobec ogromnych trudności w uruchomieniu urzędów i uniwersytetu. Co do uniwersytetu, rząd kowieński zdecydował, że wykłady mają się odbywać po rosyjsku (!), lecz kiedy zwrócono się do pozostałych w Wilnie profesorów Uniwersytetu Stefana Batorego, wszyscy odmówili. Wobec tego Litwini z konieczności zgodzili się na wykłady polskie”.
Sprzeczne ze sobą komunikaty wojenne i informacje prasowe, ale przede wszystkim niejasne decyzje władz państwowych w Warszawie, powodowały, że rektor Siedlecki radził się pracowników USB przebywających w Warszawie i Wilnie w sprawie decyzji o powrocie do uniwersytetu. Wysyłał telegramy m.in. do prof. Staniewicza, który z relacji odwiedzającej Wilno żony wiedział, że: „Uniwersytet podobno nie ucierpiał. Pani Staniewiczowa widziała się z woźnymi, bolszewicy wywieźli podobno łóżka amerykańskie. Ocalało też prawdopodobnie mieszkanie Brensztejna. Natomiast dużo prywatnych ucierpiało”.
7 października w Warszawie, o godz. 2.00, w Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, w gabinecie prof. Adama Wrzoska, szefa sekcji I, odbyło się zebranie profesorów USB, które zastąpić musiało posiedzenie Senatu. Przewodniczył rektor Siedlecki. Obecni byli: Kazimierz Sławiński, Piotr Wiśniewski, Edward Bekier, ks. Bolesław Wilanowski, Wacław Komarnicki, Wacław Dziewulski, Alfons Parczewski, Wiktor Staniewicz, Józef Patkowski, Benedykt Kubicki, Ferdynand Ruszczyc i Emil Godlewski. Zaproszono także młodszych pracowników USB: Stanisława Ptaszyckiego, Jana Wilczyńskiego i Witolda Sławińskiego. Jedynym tematem spotkania była sprawa powrotu uniwersytetu do Wilna. Rektor zdał sprawozdanie z rozmów w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, mówiąc, że zdaniem MSZ „jest pożądany powrót do Wilna, choćby drogą przez kraj zajęty przez Litwinów”. Zapadła jednomyślna decyzja, że trzeba przygotowywać wyjazd do Wilna, a jako pierwsi mają pojechać: rektor, Ruszczyc, K. Sławiński, W. Sławiński, ks. Wilanowski i Latwis.
Tego samego dnia, po zebraniu, Siedlecki po raz kolejny zwrócił się do Ministerstwa Spraw Zagranicznych w sprawie zabiegów o powrót do Wilna rektora i członków USB: „Z powodu wiadomości o postępach naszych wojsk w kierunku Wilna, wysłałem do Ministra WRiOP telegram z zapytaniem, czy nadeszła już chwila decydująca o naszym powrocie do Wilna. […] Wskutek tych depesz przyjechałem dnia 4 października do Warszawy i po dłuższych staraniach uzyskałem najpierw posłuchanie u p. Ministra Spraw Zagranicznych. Na posłuchaniu tym p. Minister powiedział, iż wezwał mnie, ażeby mi oświadczyć, że jest jego życzeniem, i że uważa za wskazane, aby w jak najkrótszym czasie członkowie Uniwersytetu powrócili do Wilna. Zapytałem się wówczas jaką drogą mamy się tam dostać, na co otrzymałem odpowiedź, że o tej drodze poinformuje mnie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Na moje pytanie, czy byłoby wskazane, ażeby Rektor Uniwersytetu, mający urzędowy charakter jako przedstawiciel instytucji państwowej polskiej także już obecnie udał się do Wilna, odpowiedział p. Minister, że sądzi, iż to byłoby właściwie wskazanem. Kiedy zwróciłem uwagę, że Litwini są bardzo czuli na sprawy Uniwersytetu Wileńskiego i mogą mi odmówić pozwolenia na przyjazd do Wilna, p. Minister oświadczył, że to nic nie szkodzi, ponieważ gdyby odmówili pozwolenia, byłoby to dowodem ich nieżyczliwości dla Polski. Prócz tego p. Minister dał mi poufne wyjaśnienia o sytuacji w Wilnie i o powodach, które nakazują powrót do Wilna znacznej części inteligencji”.
Marsz „zbuntowanych” oddziałów gen. Lucjana Żeligowskiego na Wilno rozpoczął się rano 8 października 1920 r. Pomimo niewielkiej odległości dzielącej wojsko od miasta i zdecydowanej przewagi nie udało się Żeligowskiemu wkroczyć do Wilna tego samego dnia. Uczynił to dnia następnego, 9 października, pozwalając, by władze litewskie i ludność mogły się bezpiecznie ewakuować z miasta. Wkraczające oddziały polskie spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem miejscowej ludności polskiej. Żelazna dyscyplina i akcja miejscowego Komitetu Polskiego zapobiegła ekscesom antylitewskim i antyżydowskim. 10 października 1920 roku odbył się w Wilnie wielotysięczny wiec manifestujący powrót do Polski, jakkolwiek jednym z pierwszych postanowień gen. Żeligowskiego było ustanowienie Litwy Środkowej.
11 października, w rocznicę otwarcia Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, zebrali się w warszawskim mieszkaniu Kazimierza Sławińskiego wileńscy uczeni: Ruszczyc, Jerzy Smoleński, Staniewicz, ks. Wilanowski, W. Sławiński, Józef Patkowski, Edward Bekier i Witold Kraszewski. Ustalili kolejność działań i terminy swojego powrotu. Następnego dnia w mieszkaniu Ruszczyców obchodzono rocznicę otwarcia Wydziału Sztuk Pięknych. Obecni byli: Zygmunt Kamiński, Juliusz Kłos, J. Bułhak, Benedykt Kubicki, Tadeusz Jan Dmochowski, Bonawentura Lenart i Wincenty Drabik.
Trzy dni później wyruszył z Warszawy pierwszy pociąg ewakuacyjny, w którym znalazła się cywilna administracja miasta, radni oraz pierwsza partia pracowników Uniwersytetu: asystent zakładu botaniki Witold Sławiński, dr T. Dmochowski i intendent Latwis. 15 października wojskowym pociągiem wyjechali z Warszawy do Wilna: rektor, F. Ruszczyc z żoną i J. Bułhak. W czasie podróży Bułhak fotografował, a Ruszczyc rysował – ani zdjęcia, ani rysunki z tej podróży się nie zachowały. Ruszczyc zapisał w dzienniku, że 20 października o godz. 16.00 dotarli do Wilna. Nawet ta data nie jest pewna, jako że rektor Siedlecki w swoich wspomnieniach zanotował datę 16 października”.
Z niepokojem weszli na teren Uniwersytetu, ale znaleźli go prawie nienaruszonym, a szkody w inwentarzu i budynkach okazały się minimalne. Zbiory zoologiczne i Biblioteka Uniwersytecka pozostały nietknięte. Tu i ówdzie tylko w seminariach poniszczono trochę książek, lecz na ogół bardzo niewiele. Zniszczeniu uległ także Ogród Botaniczny. Przez kolejne dni przeglądali wszystkie pomieszczenia uniwersyteckie, zbierając i zabezpieczając rozrzucone przedmioty. W sprawozdaniu napisano, że najpewniej władze litewskie myślały o założeniu własnej uczelni, a zorganizowany i uposażony na wielką skalę uniwersytet przedstawił się jako instytucja poważna, którą należało wykorzystać bez grabienia. Wielką pomoc w zachowaniu całości majątku wykazała także służba uniwersytecka, broniąc dobytku publicznego. Nie bez znaczenia był również autorytet L. Abramowicza, który bronił gmachów w rozmowach z bolszewikami i Litwinami. Oddając zasługi Abramowiczowi, wydarzenia te opisał rektor Siedlecki: „Prawie natychmiast po zajęciu Wilna przez bolszewików, a mianowicie dn. 15 lipca 1920 r., zjawił się w Uniwersytecie t.zw. komisarz oświatowy bolszewicki, którym był nauczyciel żydowskiej szkoły powszechnej i zażądał od służby wydania kluczy od Uniwersytetu celem jego objęcia. Służba powiedziała, że nie ma tych kluczy, a że Uniwersytetem opiekuje się p. Ludwik Abramowicz. Komisarz zgłosił się do niego, zaś p. Abramowicz oświadczył mu, że trudno mu wydawać klucze i oddawać Uniwersytet w jego ręce bez rozkazu jakichś naczelnych władz. Po dłuższej rozmowie komisarz, który jako miejscowy dobrze wiedział, jaką wartość ma Uniwersytet dla miejscowej ludności, zadecydował, że najlepiej będzie, jeżeli się Uniwersytet opieczętuje i postawi przy nim warty wojskowe, a służbę uczyni się odpowiedzialną, tak jak zwykle, za całość gmachu. Taki stan trwał przez kilka dni; warty bolszewickie zaciągnięto około różnych drzwi, a na drzwiach położono ogromne urzędowe pieczęcie bolszewickie. W ślad za bolszewikami i przez nich wprowadzeni przyszli Litwini, którzy odrazu wystąpili z pretensjami o Uniwersytet. Powstał spór między bolszewikami i Litwinami o to, kto Uniwersytet obejmie. Zwracano się kilkakrotnie do p. Abramowicza o oficjalne oddanie, jednak on słusznie wysuwał kwestję najpierw uzgodnienia, komu właściwie mógłby te gmachy oddać. Efektem tych sporów było to, że Litwini nałożyli litewskie pieczęcie obok pieczęci bolszewickich i zaciągnęli swoje warty obok wart rosyjskich. Tak więc Uniwersytet był właściwie podwójnie strzeżony. Przyszedł jednak pewien moment krytyczny. Bolszewicy mieli w swej administracji wojskowej także wydział zaopatrywania wojska, który tem się odznaczał, że zazwyczaj rabował wszystko, co mogłoby im się przydać. Ten wydział miał przeprowadzić «rewizję» gmachów uniwersyteckich, ale jednak przedtem, zdaje się dla zachowania pozorów pewnej formy, zwrócono się do p. Ludwika Abramowicza, zawiadamiając go o tym zamiarze. Jakich on użył argumentów, aby odwlec tę przykrą operację, tego dokładnie nie wiem, ale tego jestem pewien, że z narażeniem własnego bezpieczeństwa starał się wytłumaczyć bezcelowość takiej rewizji i, jak sądzę, musiał nawet pewnym dygnitarzom bolszewickim dać argumenty brzęczące z własnych funduszów byle tylko do ostatniej chwili ratować Wszechnicę”.
Po sporządzeniu listy braków okazało się, że ukradziono wiele przedmiotów ruchomych i przyrządów pierwszej potrzeby, zwłaszcza wyposażenia klinik i szpitali, a także burs akademickich: łóżek, bielizny, materaców, koców. Rozszabrowano ubrania, buty, środki czystości itd. Zrekompensować te braki miała pomoc Amerykańskiego Czerwonego Krzyża dla powracających z wojska studentów. Z tego źródła uczelnia otrzymała jeszcze jesienią 1920 roku m.in.: 200 kompletów bielizny, 50 swetrów, 30 funtów wełny, 200 pudeł konserw mięsnych, 50 kg kawy z mlekiem w proszku, 5 kg herbaty, 50 paczek pasztetów, 100 kawałków mydła toaletowego i 500 kawałków bulionu kostkowego.
Poszukiwaniem zarekwirowanych i rozkradzionych uniwersyteckich mebli, książek, obrazów itp. zajęli się prof. F. Ruszczyc i historyk Jan Dąbrowski, którym władze wojskowe Wilna umożliwiły przejrzenie lokali po sowieckich i litewskich urzędach. Wiele odzyskano.
We środę, 3 listopada 1920 roku, rozpoczęły się wykłady na uniwersytecie, choć wciąż jeszcze większość studentów nie wróciła z wojska. O godz. 19.00 miał miejsce otwarty odczyt rektora „Zagadnienie istot żywych”, przyjęty oklaskami. Siedlecki mówił nie tylko o „urokach rzeczy wielkich”, ale też o opiekunach uniwersytetu: L. Abramowiczu i niższym personelu administracyjnym, którzy ocalili majątek szkoły w czasie wojny. Dwa dni później w kościele św. Janów odbyło się nabożeństwo za poległych akademików. W ciągu kilku następnych dni powrócili do Wilna: Staniewicz z żoną, L. Janowski, Massoniusowie, Władysław Zahorski, M. Brensztejn, Wacław Studnicki, ks. Żongołłowicz, Władysław Tatarkiewicz i inni. 17 listopada odbyło się pierwsze w Wilnie posiedzenie Senatu USB. Liczono szkody i straty: „Wydział lekarski złożony z dwóch tylko profesorów (Władyczko i Ziemacki) ma być na razie przyłączony do wydziału przyrodniczego z dziekanem Staniewiczem” – zanotował Ruszczyc w dzienniku.
Mając pewność, że uniwersytet w Wilnie kontynuuje działalność, Ministerstwo WRiOP poleciło przewieźć archiwa i paki z Poznania do Warszawy. W piśmie do Dyrekcji Kolei w Poznaniu z prośbą o transport mowa jest o piętnastu pakach jako bagażu podręcznym. 5 listopada transport wyjechał z Poznania. Obok kancelarii, kasy, sekretariatu z dokumentami wyruszyło czternaście osób, profesorów, funkcjonariuszy i ich rodzin. Ale krótko przed wyjazdem zdecydowano, że pociąg pojedzie od razu do Wilna.
Wyjazd USB z Poznania nie został odnotowany w aktach Senatu UP. Dopiero na posiedzeniu w dniu 13 listopada rektor UP Heliodor Święcicki zakomunikował, że „Rektor UWil. prof. Siedlecki dziękuje za gościnność UP dla siebie i sekretariatu”. I do przymusowego pobytu Wilna w Poznaniu więcej nie wracano.
Jeszcze w końcu listopada wysłano do Poznania prof. Władysława Zawadzkiego, Bonawenturę Lenarta, kierownika artystycznego USB, oraz do pomocy woźnego J. Szczerbę i montera Mikołaja Wierzbickiego, by przygotowali transport ostatnich pozostawionych materiałów z majątku uniwersytetu, skrzyń z przyrządami, zdeponowanych w firmie Karola Hartwiga w Poznaniu i Warszawie. Starano się także o zwrot przyrządów biurowych wypożyczonych z Ministerstwa WRiOP, najpewniej w czasie gdy uniwersytet zatrzymał się w Warszawie. Trudno sobie to wyobrazić, ale domagano się maszyny do pisania sytemu „Underwood”, czasowo oddanej do użytku ministerstwa, „ponieważ obecnie Uniwersytet rozporządza tylko jedną maszyną, a wobec rozpoczynających się wpisów nie jest w stanie nadążyć pracy”.
Wśród skarbów, które w 1920 roku zostały ewakuowane do Warszawy i Poznania, znalazł się portret Andrzeja Towiańskiego, pędzla Walentego Wańkowicza, podarowany uniwersytetowi w czasie inauguracji 1919 roku przez córkę Towiańskiego, Walerię Kulwieciową z Warszawy. Obraz posiadał przytwierdzoną do ramy metalową wizytówkę informującą o darze. Do Poznania wywieziono tylko płótno, a w Wilnie – jak pisał ze skargą do rektora Władysława Dziewulskiego prof. Stanisław Pigoń „z daru pozostały Uniwersytetowi jedynie puste ramy i owa tabliczka. Ostatnio, jak widzę, tabliczka została usunięta, a ramy uzyskały inne przeznaczenie”. Dopiero w 1924 roku, po interwencji u władz Uniwersytetu Poznańskiego i osobiście prof. S. Władyczki, płótno wróciło do Wilna.
Uniwersytet powrócił, a wraz z nim większość uczonych i studentów. Ale na długie lata zatrzymany został impet, z jakim rozpoczęto budowanie wileńskiej wszechnicy w roku 1919. Należało od nowa walczyć z przeszkodami technicznymi i finansowymi, o tyle poważniejszymi, że uczelnia znalazła się formalnie poza granicami Państwa Polskiego. Najbardziej obawiano się jednak zwątpienia i braku wiary w lepszą przyszłość. Część wybitnych uczonych, z racji niepewnego jutra, nie zdecydowała się na powrót i pozostanie w Wilnie, obawiając się o kruche podstawy i brak warunków do rozwoju drugiego kresowego uniwersytetu. Nie powrócili lub szybko Wilno opuścili humaniści: prof. Władysław Tatarkiewicz, Stanisław Ptaszycki, Józef Kallenbach i Jan Dąbrowski, zmarł Ludwik Janowski. Straty te z czasem przestały być tak bolesne, bo uczelnia wychowała własnych absolwentów.
Pisząc w styczniu 1921 roku sprawozdanie za rok akademicki 1919/20, rektor Siedlecki zauważył z determinacją: „Myśmy tutaj nie pierwsi, nie jesteśmy obcymi pionierami kultury; przed nami byli tutaj inni, którzy przez wieki działali i doprowadzili do wychowania filareckiej generacji. My do tradycji tych synów tej ziemi pragniemy nawiązać nić naszej pracy. Powstaliśmy jako urzeczywistnienie pragnień tutejszego społeczeństwa i jemu służyć chcemy, a zadawalając jego duchowe potrzeby, stać się musimy dla niego niezbędni; w tym zaś jest najlepszy warunek naszej trwałości.
Rola Uniwersytetów dzisiaj nie jest tylko rolą warsztatów, w których produkuje się fachowców, mających pewną dozę wiedzy. Dziś, na całym świecie Uniwersytety spełniają, prócz nauczycielskiego także i wychowawcze zadanie. Nic nie jest wartą ta wiedza, która w sercu i w uczuciu nie ma podstawy; niewart nic fachowiec, który nie umie być obywatelem. A spełniając zadanie wychowawcze, dając kulturę nie tylko umysłu lecz także serca, Uniwersytet łączy się najściślej ze społeczeństwem i najtrwalsze zyskuje podstawy”.
Dr hab. Mirosław Adam Supruniuk, UMK w Toruniu, historyk nauki, kultury i sztuki, wydawca, twórca Archiwum Emigracji i Muzeum Uniwersyteckiego w Toruniu Dr hab. Anna Supruniuk, UMK w Toruniu, historyk nauki, mediewista, kierownik Archiwum UMK