Sebastian T. Kołodziejczyk
Gdy w drugiej połowie lat 90. ks. prof. Józef Tischner na odbywających się w Auli Collegium Witkowskiego UJ wykładach ze swadą i humorem podejmował metafizyczne, etyczne i estetyczne problemy określane przez Karla Jaspersa jako sytuacje graniczne, traktowałem je jako równie abstrakcyjne, co teorie światów możliwych Davida Lewisa. Dziś koncepcję tę, mimo mej silnej predylekcji do filozofii analitycznej, widzę jako adekwatną do tego, by nie tylko opisać bieg spraw, w których przychodzi nam uczestniczyć, ale też jako pomocną do zilustrowania ogromu zadań, jakie stają przed filozofem czy po prostu humanistą.
Jaspers zwraca uwagę na to, że ludzki los zawsze jest umocowany w jakichś warunkach; osadzony jest w określonych okolicznościach, które domagają się, byśmy je usensownili, nadali im znaczenie. Nawet jeśli przyjmiemy, że jesteśmy wyłącznie bytem biologicznym, a cały nasz świat to świat przyrody, w którym podlegamy przyczynowym oddziaływaniom, trudno zaprzeczyć, że mamy jakieś życie psychiczne, uczuciowe, wreszcie relacje z innymi bytami, w stosunku do których przejawiamy rozliczne postawy, dla których szukamy racji i motywacji. To właśnie te racje i motywacje nadają sens naszemu życiu i wszystkiemu wokół. Z faktu tego, jak mówi Jaspers, w okolicznościach o szczególnej wadze dla naszego istnienia, wyłania się zadziwiająca tożsamość: „przeżywać sytuacje graniczne i egzystować, to jedno i to samo”. Dla czytelnika stroniącego od nieco zagmatwanych i metaforyzujących koncepcji filozofów, zwłaszcza egzystencjalnych, tego rodzaju stwierdzenie może wydawać się mętne i ogólnikowe. Nie ulega jednak wątpliwości, że Jaspers chciał powiedzieć coś ważnego, mianowicie, że wtedy dopiero doświadczamy swego własnego istnienia (owej egzystencji), gdy znajdujemy się w sytuacjach granicznych. Miłość, nienawiść, odrzucenie, narodziny, śmierć, nierozwiązywalne dylematy moralne, wreszcie cierpienie – to są sytuacje graniczne. Wówczas stajemy wobec własnego istnienia i zaczynamy dostrzegać naglącą potrzebę sensu, obejmującego nas samych, jak i wszystko, co owe sytuacje współtworzy. Czy zatem dzisiejsza sytuacja jest sytuacją graniczną?
Odpowiedź na powyższe pytanie nie jest oczywista. Przyjmuję jednak, że są spełnione przesłanki, by o aktualnych warunkach życia, i szerzej – istnienia, tak właśnie myśleć. Napiera na nas moc okoliczności i zjawisk, które są niczym bałwany na morzach i oceanach. Sprowadzają na nas lęk, strach, trwogę i jednocześnie powodują cierpienie, a w niektórych przypadkach śmierć. Każdego dnia zadajemy sobie pytanie: czy nas to już dotknęło, dotyka, czy też dopiero dotknie?; czy przetrwamy i w jaki sposób? Za tymi pytaniami podążają następne: jak będzie wyglądać nasze życie po tym wszystkim?; jak będzie funkcjonować świat i ludzie w mnogich przejawach swojej aktywności, gdy wszystko się już skończy (o ile się skończy w sposób zdecydowany i jednoznaczny)? To są nasze dzisiejsze pytania. Starają się na nie odpowiedzieć, przynajmniej częściowo, systemy religijne, częściowo systemy etyczne, ale nade wszystko chcemy, by na te pytania odpowiedziała nam nauka. Niektórzy wprost twierdzą, że sensownie wypowiada się o świecie jedynie ona, a zwłaszcza ta jej część, która bada mechanizmy rządzące przyrodą.
Jest w tym stanowisku dużo racji. Wszakże „dużo” nie oznacza całej racji. Sytuacja, w której się znajdujemy, pokazuje nam, że istnieje przemożna potrzeba wyjaśnienia i zrozumienia. Dla filozofa jest to pewna lekcja. Człowiek znajdując się w sytuacji granicznej potrzebuje wielu narzędzi, za pomocą których zrozumie, okiełzna i unieważni okoliczności, które mogą doprowadzić do zapaści jego własnego istnienia. Może zatem warto pójść za sugestią Ludwiga Wittgensteina, który powiada, że filozofia nie jest ani nad, ani pod, ale obok nauki – jest w stosunku do nauki komplementarna, jak sztuka czy religia. W tym kontekście zasadne wydaje się zwrócenie uwagi na to, że sens, a więc całość tego, co bierzemy za wyjaśnienie i zrozumienie, a co przychodzi nam mozolnie budować, jest siłą rzeczy rozleglejszy i głębszy.
Oczekiwania formułowane pod adresem nauki łatwo na podstawie dzisiejszej sytuacji określić: ma ona zidentyfikować wszystko, co związane jest z przyczyną zachorowań na masową skalę, a następnie wskazać mechanizmy, które mogą być wykorzystane i być może zablokowane, by oddalić śmiertelne zagrożenie. Tak rozumiane zadanie jest ściśle zdefiniowane i weryfikowalne, tym zadaniem zajmuje się kilka tysięcy laboratoriów na całym świecie. Z sukcesami! I to jest pocieszające. Odkrycie biologicznych mechanizmów oddziaływania i możliwości ich wykorzystania w terapii czy też blokowania będzie przełomem i jednocześnie wprowadzi swego rodzaju spokój; będzie, by posłużyć się metaforą biblijną, wylaniem oliwy na wzburzone fale.
W tym kontekście nasze skromne filozoficzne pytanie brzmi: czy to spowoduje, że sytuacja graniczna zostanie niejako przeobrażona w sytuację powszednią, zwyczajną, wręcz beztroską i niewymagającą już więcej rozeznawania i nadawania sensu, bo cały ów sens przyjdzie do nas z nauki? Za nim przychodzą pytania bardziej szczegółowe: Czy nauka powie nam coś wiążącego na temat tego, jak w panujących warunkach oraz po ich ustaniu dalej żyć, a w warstwie metafizycznej – po prostu istnieć? Czy powie, jak dobrze żyć i co to znaczy? Czy powie, jak sprawić, by nasze życie było wartościowe? Co sprawia, że nasze życie ma sens dla nas samych i innych? A wreszcie jaki jest ostateczny sens istnienia: nas rozumianych jako rodzaj ludzki i naszych braci mniejszych ze świata natury?
Warto nieco przybliżyć źródło powyższych pytań, a tym samym określić szkicowo to, co miał na myśli Wittgenstein, mówiąc „obok”. Wchodzenie w związki przyczynowe to jedynie fragment większej całości. Ulegamy im, to fakt, ale też przezwyciężamy je, nawet jeśli jest to zbiorowa, gatunkowa iluzja. Doświadczenie tego przezwyciężania uznałbym za fundamentalną sytuację graniczną, konstytuującą nas jako ludzi. Człowiek jako byt biologiczny po prostu nieustająco poza tę biologię próbuje wyjść. Nawet, a może przede wszystkim w czasach zarazy, gdy błagalnie spogląda w kierunku nauk przyrodniczych z nadzieją, że odpowiedzą na pytanie o to, co dla warstwy biologicznej jest najistotniejsze, bo to ona, paradoksalnie, umożliwia zachodzenie zjawisk w innych warstwach. Przywołany Jaspers użyłby tu zwrotu, który obłożony jest we współczesnej narracji anatemą: człowiek w ten sposób transcenduje swoją biologiczną kondycję w kierunku tego, co niebiologiczne i na swój sposób lokujące się poza naturą czy też przyrodą.
Ktoś mógłby powiedzieć: oto łabędzi śpiew filozofa, który buduje pokraczne intelektualne konstrukcje, by rozpaczliwie zdobyć wpływy tam, gdzie wyłącznie nauka ma cokolwiek sensownego do zaproponowania. Nawet jeśli zgodziłbym się, że jest to obraz prawdziwy, jest on takowym wyłącznie z perspektywy tego, który nie rozumie, że przecież sama nauka jest formą nadawania sensu, a więc formą przezwyciężania mechanizmów rządzących naturą, unieważnienia tego, co czyni z nas byty wyłącznie przyrodnicze. A zatem szukamy w nauce ratunku, czyniąc z niej instrument nadawania sensu naszemu istnieniu, by jak najsprawniej przezwyciężać ograniczenie przyczynowe i wynikające z tego tytułu konsekwencje. Chcemy antidotum, by zatrzymać to, co może sprawić, że staniemy się ofiarą; utracimy swe życie i staniemy się „prochem i pyłem”. Żaden inny gatunek nie dysponuje taką formą radzenia sobie z własnym losem.
Paradoksalnie, nauka sama okazuje się zatem narzędziem wyjścia poza. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że nauka rozumiana jako metodologicznie uporządkowany namysł nad światem natury, jest orężem, który w swej najgłębszej istocie otwiera perspektywę przezwyciężenia sytuacji granicznej, którą, jak napisałem, można na najniższym poziomie zdefiniować jako trwałe i nieustające przezwyciężanie swego istnienia uwikłanego w mechanizmy rządzące naturą. Dziś do tego gestu przezwyciężenia przynagla nas pandemia.
Wszelako poza jest znaczenie bogatsze. Są nasze działania, plany, marzenia, pragnienia, nasze zdolności, umiejętności i możliwości, nasze bycie z innymi i dla innych. Gdy się temu katalogowi (niewyczerpanemu) przyjrzymy, okaże się, że odpowiedź nauki w jej czysto przyrodniczym wariancie jest zaledwie warunkiem koniecznym, by wszystkie te zjawiska mogły dojść do skutku, ale z pewnością nie jest warunkiem wystarczającym. Dlatego filozof, a szerzej humanista, także jest zaproszony do składania oferty wyjaśnień i sposobów rozumienia aktualnej sytuacji, nawet jeśli nie przekłada się to bezpośrednio na mierzalny rezultat. Katalog zadań częściowo już nam się wyłonił na podstawie sformułowanych powyżej pytań, ale możemy go rozszerzać o kolejne: W jaki sposób w sytuacjach granicznych funkcjonują mechanizmy moralne? W jaki sposób następuje rozpoznanie i jednocześnie samoograniczanie wolności, która dla niektórych może być miazmatem, dla innych zaś fundamentem działania i przezwyciężania przyczynowych uwikłań? W jaki sposób odbywa się delegacja uprawnień i przedefiniowanie praw, które uznajemy za wiążące dla wspólnoty i definiujące mechanizmy jej funkcjonowania? Jaka jest różnica między światem bezpośredniego doświadczenia, a światem doświadczeń zapośredniczonych, np. zdalnie, w rzeczywistości elektronicznej? Każde z tych pytań domaga się wieloaspektowej analizy, a zatem filozof ma co robić!
Świat pandemiczny to z perspektywy ludzkiej percepcji świat niewidzialny, choć niestety jej skutki są obserwowalne. Metafizyka od wieków zmaga się z dualizmem, który niekiedy opisywany jest jako napięcie między rzeczywistością i zjawiskiem. Dziś bardziej niż kiedykolwiek dostrzegamy to, że obie te kategorie nie przystają do naszego doświadczania świata. Naiwny jego obraz, w którym jesteśmy obiektami czasoprzestrzennymi o pewnej skali, zatraca swoją wyrazistość i obowiązującą moc. Trudno odeprzeć wrażenie, że istnieje płynne przejście między nami jako zintegrowanymi systemami biologicznymi czy fizycznymi a otoczeniem; że obiekty, wśród których żyjemy, są po prostu częścią naszej złożonej struktury metafizycznej. A to oznaczałoby, że nie ma możliwości wyizolowania, sterylnego oddzielenia, metafizycznego wyodrębnienia się z całokształtu zjawisk. Jesteśmy z obiektami mikro-, średniej i makroskali pewną jednością, której skutkiem jest również to, w jakiej teraz znajdujemy się sytuacji. Na przykładzie pandemii otrzymujemy dojmującą lekcję bycia częścią natury, poza którą tak bardzo pragniemy wykroczyć.
Dr hab. Sebastian Kołodziejczyk, prof. UJ, jest filozofem. Interesuje się metafizyką naturalną, naturą życia mentalnego i rolą filozofii w kogniwistyce. Kieruje Zakładem Ontologii w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego.