Anna Supruniuk, Mirosław Supruniuk
Ze wszystkich nowych uniwersytetów państwowych, które powstały po roku 1918, Uniwersytet Stefana Batorego znajdował się w najtrudniejszym położeniu pod każdym względem. Dotyczyło to zarówno infrastruktury, budynków, pomieszczeń dla nauczania i studentów, zasobów bibliotecznych i przyrządów naukowych, zgodnych z elementarnymi wymaganiami nowoczesnej nauki, jak i, a może nade wszystko, kadry naukowej wywodzącej się z miejscowej inteligencji. Pamiętać trzeba bowiem, że w żadnym z zaborów nie było tak brutalnego prześladowania narodowego, jak w rosyjskim, i tak masowej emigracji. Owe prześladowania połączone były z konsekwentną rusyfikacją. Nie bez znaczenia były także niepewność politycznego położenia i zniszczenia wojenne kolejnych okupacji miasta. A jednak w końcu drugiego półrocza roku akademickiego 1919/20 Uniwersytet Wileński, chociaż wciąż jeszcze w stadium organizacji, z dnia na dzień stawał się coraz silniejszym, dając nadzieję na trwały rozwój i bliską stabilizację. Zaakceptowano w Polsce, że jest on kontynuacją sławnej Almae Matris Vilnensis, umieszczając go w spisach polskich szkół akademickich tuż po Jagiellońskiej Wszechnicy w Krakowie. Także w międzynarodowym „Index generalis” uniwersytetów dostrzeżono XVI-wieczną proweniencję uczelni wileńskiej, wymieniając ją wśród starszych w Europie. Zapraszani na wileńskie katedry profesorowie ze wszystkich szkół akademickich w Polsce z reguły nie odmawiali prośbom, a studenci, którzy rozpoczęli lub kontynuowali studia, przybywali ze wszystkich zaborów, a nawet ze Śląska i Pomorza, które czekały jeszcze na przyłączenie do Macierzy. Nieszczęście, którego nikt się nie spodziewał, przyniosły zmienne losy wojny w momencie, gdy po ukończonym letnim półroczu część profesorów i uczniów rozjechała się na wakacje.
Przełamany i rozpaczliwie broniony front wojenny zaczął się z przerażającą szybkością zbliżać do Wilna. 2 lipca 1920 roku poinformowano władze uniwersytetu oficjalnie o niebezpieczeństwie, sugerując ewakuację. Ale już następnego dnia Zarząd Cywilny Ziem Wschodnich w Wilnie polecił przygotować się do ewakuacji, a 5 lipca naznaczono ostateczny jej termin. Zaznaczono przy tym, by przygotowania owe odbywały się w miarę możliwości w tajemnicy, „aby na razie nie płoszyć ludności”. Szczupłe grono profesorów pozostałych w Wilnie i wtajemniczonych w działania pracowników administracji musiało bez rozgłosu i budzenia niepokojów postarać się o skrzynie i rozpocząć gorączkową pracę. Dniem i nocą pakowano najcenniejsze przyrządy naukowe i archiwum, starając się zwłaszcza uratować akta zawierające osobiste dowody studentów. Spakowano pamiątki i świadectwa dawnego uniwersytetu oraz cenne dary, które uczelnia otrzymała w chwili powstania. Służbie i wszystkim pracownikom administracji wypłacono trzymiesięczną pensję, by mogli zabezpieczyć byt rodzin pozostających w Wilnie.
7 lipca po południu miało miejsce posiedzenie Senatu Akademickiego z udziałem rektora Michała Siedleckiego, prorektora Józefa Ziemackiego, dziekanów: Ludwika Janowskiego, Władysława Zawadzkiego, Ferdynanda Ruszczyca, Alfonsa Parczewskiego, Józefa Czajkowskiego, ks. Bronisława Żongołłowicza, Stanisława Władyczki i Wiktora Staniewicza. Ewakuację rzeczową uczelni postanowiono powierzyć intendentowi Janowi Latwisowi, ale wcześniej pilnie zakończyć sprawy letniego półrocza i zatrzymać wszelkie roboty budowlane na uniwersytecie. Uznano też, że pełnomocnictwa senatu, który spotykać się w czasie wojny nie może, należy przelać na wąski komitet, któremu przewodniczył będzie rektor. W skład komitetu wejść mieli dziekani Staniewicz, Ruszczyc, Władyczko i Janowski. Na koniec zdecydowano, że na wypadek ewakuacji komitetu opiekę nad uniwersytetem powierzy się Ludwikowi Abramowiczowi.
Tuż po zebraniu senatu rektor napisał do Zarządu Cywilnego zapotrzebowanie na wypadek ewakuacji: „Zaznaczam, że Uniwersytet wywiózł był wyłącznie tylko archiwa oraz najcenniejsze przedmioty, których łączna wartość dochodzi obecnie do sumy około 20.000.000 mk” – napisał, wyliczając szczegółowo: „Do przewiezienia rzeczy potrzebne są trzy duże wagony towarowe. W razie gdyby miano pozostawić materiały oraz środki żywności zawarte w składnicy Uniwersyteckiej, których łączna wartość przenosi 1 milion marek, ilość wagonów mogłaby wynieść dwa i pół normalnego wagonu (po 10000 kg).
Do przewiezienia reszty personelu wraz z rodzinami pozostającymi dotychczas w Wilnie, liczącego łącznie około stu osób należałoby zarezerwować stosowną ilość miejsc. Przypuszczam, że część rodzin odjedzie jeszcze w najbliższych dniach, korzystając z tego, iż rozpoczęły się wakacje, dlatego wystarczyło by na pewno 2 wag. osobowe lub nawet jeden duży”.
Następnego dnia odbył się uzgodniony z władzami uniwersytetu wiec młodzieży, zorganizowany przez Radę Młodzieży Akademickiej, na którym jednomyślnie uchwalono wstąpienie studentów do wojska, a postanowienie to od razu w czyn wprowadzono. We wspomnieniach rektora M. Siedleckiego znajdziemy taki opis wiecu:
„Młodzież stawiła się bardzo licznie na wiecu i to bez różnicy partyj politycznych. Zauważyłem wśród młodzieży nawet pewną ilość, choć dość nieliczną, młodzieży żydowskiej. Wielu z pomiędzy studentów stawiło się już w mundurach ochotników. Po bardzo krótkiej dyskusji w niezmiernie podniosłym nastroju, zapadła jednomyślna uchwała młodzieży, wzywająca wszystkich pod broń, a wszystkie studentki do służby pomocniczej. Młodzież uchwaliła, że w roku następnym tylko ten będzie miał prawo zapisać się na Uniwersytet, kto się wykaże służbą dla Państwa w czasie wojennym. Pamiętam dobrze, jak byliśmy wszyscy wzruszeni na tym wiecu, na którym sam objąłem obowiązki kuratora. Jednak muszę to podkreślić, że w oczach młodych ludzi czytałem pewną zawziętą wolę zwycięstwa i nadzieję, tak że właściwie nie było wcale potrzeba podnosić ducha ani wzbudzać nadziei u tych ludzi, którzy sami mieli więcej wiary w dobrą przyszłość niż może bardzo wielu ze starszego pokolenia. Istotnie po tej uchwale cała młodzież wstąpiła do wojska lub do innej służby dla państwa”.
Uchwała wiecu miała tę rzeczywistą konsekwencję, że gdy uniwersytet rozpoczął jesienią pracę, o przyjęciu w poczet studentów decydowała Rada Młodzieży Akademickiej, funkcjonująca jako komisja kwalifikacyjna „na mocy uchwały wiecu akademickiego z dnia 8 lipca 1920 r.”.
W nocy z ósmego na dziewiątego lipca załadowano paki z częścią cennego dobytku na samochody ciężarowe i przewieziono na dworzec towarowy. Rankiem do trzech wagonów towarowych oddysponowanych dla uniwersytetu rozpoczęto składnie pak i dobytku ewakuowanych pracowników. 10 lipca miejsca przeznaczone dla pasażerów zajęli profesorowie i ich rodziny, wywożąc ze sobą bardzo nieznaczną część prywatnego dobytku. Wśród nich prorektor J. Ziemacki, ks. prof. B. Żongołłowicz, prof. J. Dąbrowski i inni. Pociąg wyruszył z Wilna jednak dopiero 11 lipca i po trzech dniach dojechał do Warszawy.
W Wilnie pozostali jeszcze profesorowie: Staniewicz, Zawadzki, Jerzy Aleksandrowicz i rektor. W ostatnich dniach przed zajęciem Wilna przez wojska bolszewickie uporządkowali oni ostatnie rachunki, tak by nikt z dostawców uniwersytetu nie pozostał bez zapłaty. Zapasy znajdujące się w składnicy uniwersyteckiej, których nie pozwolono ewakuować, o ile się nadawały, zostały oddane wojsku lub szpitalom polowym. Zapasy żywności i ubrań rozdzielono na równe części i rozdano służbie, która w ten sposób została bardzo obficie zaopatrzona. Udało się uratować uniwersytet przed rozrabowaniem, które mogło nastąpić jeszcze przed ewakuacją. W szczegółach sytuację tę opisał we wspomnieniach rektor Siedlecki:
„[…] w gmachu uniwersyteckim pojawił się niejaki K., dawny t.zw. smotritiel, t.j. dozorca służby w gmachach, które teraz zajmował Uniwersytet, a które dawniej były zajęte przez władze rosyjskie. Zebrał on służbę, i mówiąc po rosyjsku, oświadczył, że teraz już Polska tu rządzić nie będzie, a natomiast on obejmuje władzę jako przedstawiciel Rosji. Kazał sobie nawet wydać klucze, zwłaszcza zaś klucze od t.zw. składnicy uniwersyteckiej, w której mieściły się towary dla kooperatywy profesorów i urzędników Uniwersytetu. Na ten właśnie moment przypadkowo przyszedł prof. Alexandrowicz, który, widząc co się dzieje i rozumiejąc, że wystąpienie takiej osoby mogłoby zaprowadzić do zniszczenia Uniwersytetu, pośpieszył mnie o tem uwiadomić. Do dziś dnia z wdzięcznością myślę o prof. Alexandrowiczu, który mi dał tak ważną wiadomość”.
13 lipca, gdy rektor otrzymał rozkaz opuszczenia miasta, oddano uniwersytet pod opiekę L. Abramowiczowi, który miał pozostać w Wilnie. Prof. Staniewicz wyjechał z ostatnim taborem sztabowym, prof. Zawadzki jednym z ostatnich pociągów ewakuacyjnych, a prof. Aleksandrowicz i rektor wyruszyli z ostatnim polowym szpitalem, szosą na Landwarów. Prof. Siedlecki wiózł ze sobą, właściwie niósł, jako że odwrót szpitala odbywał się przeważnie piechotą, rachunki uniwersyteckie i najcenniejsze regalia akademickie. W Landwarowie rektor dostał się do pociągu przeznaczonego dla urzędników wojskowych i resztę drogi spędził na ławce pod ścianą wagonu. W nocy został okradziony: „Szczęściem miałem te rachunki zanotowane w notesie, a po powrocie do Wilna uzyskałem ich kopje od dostawców. Jedyną rzeczą, którą ocaliłem, były insygnja rektorskie i toga, które leżały tuż przy mnie i których opryszek nie zabrał”.
Czy opuszczający Wilno uczeni zdawali sobie sprawę z tego, że kilka dni wcześniej, w belgijskim Spa, podpisany został układ między państwami Ententy a Polską, w którym znalazł się zapis, że „Wilno ma być niezwłocznie oddane Litwinom”? Nie wiemy. Ale najpewniej tak, skoro pisała o tym prasa. 20 lipca prof. F. Ruszczyc zanotował w swoim dzienniku: „Są warunki rozejmu – straszne. Polska zeszłaby do kalibru jakiegoś Luksemburga. Najfatalniejsze, że obok tych narzuconych, stworzyliśmy sami dobrowolnie jeden warunek: to, że sami przyznaliśmy Wilno Litwie”.
Warszawa, która wydawała się daleko od frontu i bezpieczna, przyjęła Uniwersytet Wileński gościnnie. Dobytek złożono w Politechnice Warszawskiej, a kancelarię umieszczono w Uniwersytecie, przy Krakowskim Przedmieściu. Pieczę nad majątkiem powierzono prof. Kazimierzowi Sławińskiemu. Część pracowników USB, którzy dotarli z transportem do Warszawy, próbowało tu znaleźć jakieś zajęcie. Byli bibliotekarze, Michał Brensztejn i Lucjan Szczuka, zgłosili się za zgodą Senatu do pracy w Bibliotece UW. Prof. Ruszczyc i Jan Bułhak zgłosił się do Armii Ochotniczej. Inni rozjechali się po Polsce, do Bydgoszczy, Torunia.
17 lipca 1920 roku w gmachu Uniwersytetu Warszawskiego odbyło się pierwsze i jedyne – choć dla USB już piętnaste – posiedzenie senatu poza Wilnem. Naturalnie w niepełnym składzie, ale obecni byli rektor, prorektor, dziekani – ks. Żongołłowicz i Parczewski, prodziekani – Janowski, Zawadzki, Piotr Wiśniewski i Władyczko. Pierwszym punktem posiedzenia była wiadomość, że w walkach pod Wilnem brał udział Oddział Akademicki, który poniósł znaczne straty. Przyjęto ją w ciszy, a senat powstał i uczcił poległych. Ponieważ prorektor prof. Ziemacki, jako lekarz, został powołany do służby wojskowej i niebawem miał wyjechać na front, podjęto także decyzję, że jego obowiązki przejmą dziekani, względnie prodziekani według porządku wydziałów.
W niespełna dwa tygodnie front zbliżył się do Warszawy i w początkach sierpnia ponownie polecono władzom USB przygotować się do ewakuacji, tym razem do Poznania. 9 sierpnia po raz drugi spakowano archiwa i wespół z nierozpakowanymi przyrządami naukowymi cenne paki po sześciu dniach jazdy znalazły się w stolicy Wielkopolski. Do Poznania trafiły biura, archiwum, kasa oraz część wartościowa majątku uniwersytetu. Rektorat, kwestura i majątek ruchomy USB zostały umieszczone w Uniwersytecie Piastowskim oraz w składzie w byłym zamku. Z personelu uniwersytetu przyjechali do Poznania: rektor, ks. prof. Żongołłowicz, jako zastępca rektora, Bronisław Umiastowski – kwestor, Maria Hryniewiczówna – buchalterka, Barbara Maciejewiczówna i Jadwiga Skrobutanowa – kancelistki, a także woźny Józef Szczerba. Dla nich w końcu sierpnia rektor starał się o dodatki finansowe, w związku z obowiązkami poza Wilnem, oraz zakwaterowanie. Niektórzy profesorowie USB znaleźli się również w Poznaniu, ale nie zostali objęci oficjalnym poleceniem Ministerstwa WRiOP, które oznaczało przeniesienie urzędowe. Realizowali, jak się wydaje, prywatne zaproszenia. Wiemy, że w Poznaniu był prof. Marian Massonius z żoną Anielą i wygłaszał na terenie uniwersytetu wykład na temat bolszewizmu.
Pobyt w Poznaniu nie trwał długo i nie zostawił niemal śladów w aktach posiedzeń Senatu Uniwersytetu Poznańskiego. Wydaje się też, że przed samym przyjazdem w ogóle nie brano pod uwagę ewentualności „emigracji” Wilna do Wielkopolski. Jakimś dziwnym zrządzeniem wypadków, krótko po rozlokowaniu się biur USB w Warszawie, intendent Jan Latwis znalazł pracę sekretarza Wydziału Rolno-Leśnego UP, a jego kandydatura została zatwierdzona 2 sierpnia. W początkach sierpnia musiał Uniwersytet Piastowski oddać część swoich pomieszczeń na potrzeby ministerstw ewakuowanych z Warszawy, ale mimo to planował wznowienie wykładów i zajęć. Po raz pierwszy sprawa profesorów wileńskich pojawiła się na posiedzeniu Senatu UP 17 sierpnia i dotyczyła wyrażonej przez wilnian gotowości do współdziałania „w Wydziale Informacyjno-Zagranicznym, Komitecie Obrony Narodowej oraz sekcji odczytowej”. Tam też zaznaczono, że prof. Massonius będzie miał odczyt o bolszewictwie, na który zaproszeni będą wyżsi urzędnicy poznańscy „ze względu na charakter naukowy tej prelekcji”. Kolejne posiedzenie Senatu UP rozpatrzyć musiało kwestię pomieszczeń dla Uniwersytetu Wileńskiego. Dowiadujemy się, że „ubikacje nr 9 i 10 w parterze oddał do użytku panu Rektorowi UWil. prof. Siedleckiemu, conclave zaś dla kasy i rektoratu wileńskiego”.
Zwycięstwo w bitwie warszawskiej i kontrofensywa znad Niemna, pozwoliły wojskom polskim odzyskać ziemie utracone na rzecz armii bolszewickiej. Sprawą pilną stało się także odzyskanie terenów, które w lipcu 1920 roku zajęły wojska litewskie w porozumieniu z Armią Czerwoną. 6 sierpnia 1920 roku rząd litewski i sowieckie władze wojskowe podpisały konwencję w sprawie przekazania Litwinom rejonu Święcian oraz Wilna. Na mocy wspomnianej konwencji wojska litewskie wkroczyły do miasta 26 sierpnia, czyli już po zwycięstwie wojsk polskich nad Wisłą. Wcześniej jednak rozpoczęły się nieoficjalne rokowania z Litwą na temat losów Polaków w Wilnie. 21 sierpnia rektor Siedlecki pisał do Macieja Rataja, ministra WRiOP, z prośbą, by w razie rokowań z władzami litewskimi zabezpieczyć los uniwersytetu: „Rektor otrzymał prywatne, lecz z pewnych źródeł pochodzące wiadomości, że byłaby możność poruszenia tej sprawy już obecnie, a nawet Rektora zapytywano o zdanie w sprawie samodzielności lub ewentualnej utrakwizacji Wszechnicy Wileńskiej. Rektorat, który w powyższych sprawach dotychczas się nie wypowiadał, sądzi jednak, że sprawa jest widocznie już obecnie aktualną i dlatego gorąco uprasza Ministerstwo o interwencję”. Informacja o możliwości (litewskiej propozycji?) nauczania na uniwersytecie w dwóch językach jest jedyną na ten temat. I trudną do zweryfikowania.
W następnym liście, tym razem do MSZ, rektor ponownie wrócił do sprawy rokowań: „Doszło do wiadomości Uniwersytetu, że w najbliższym czasie mają się rozpocząć rokowania z Litwą. Jest rzeczą prawdopodobną, że w trakcie tych rokowań mogłaby być poruszona także sprawa Uniwersytetu Wileńskiego. Rektorat uprasza przeto, aby o ile to będzie możliwe, już teraz postarano się zabezpieczyć los Uniwersytetu, jako instytucji polskiej, a w każdym razie aby o stanie ewentualnych rokowań Rektorat został na czas zawiadomiony, tak, aby mógł służyć potrzebnymi danymi. W razie gdyby Ministerstwo uważało to za stosowne przedstawiciel Uniwersytetu Wileńskiego byłby gotów wziąć udział w dotychczasowych tej sprawy naradach”.
Świadomość perspektywy takich rozmów zmusiła uniwersytet do prolongowania pobytu w Poznaniu. Rektor Siedlecki jeździł do Warszawy, by odbierać w kasie ministerstwa pieniądze dla uniwersytetu i na rozmowy z władzami. Tam spotykał się z uczonymi, którzy przebywali w stolicy, wydawał pobory. Na początku września 1920 roku zastępujący rektora prof. Żongołłowicz zabiegał w Urzędzie Mieszkaniowym w Poznaniu o zgodę na pobyt nowych pracowników USB „na wygnaniu”: „W Poznaniu odbywa się dalsze urzędowanie biur Uniwersytetu Wileńskiego. Z personelu Uniwersytetu przyjechała obecnie z obowiązku urzędowego pomocnica kwestora Uniwersytetu Wileńskiego p. Aleksandra Umiastowska z matką Heleną Umiastowską. Upraszam Urząd mieszkaniowy o udzielnie Aleksandrze i Helenie Umiastowskim pozwolenia na stały pobyt w Poznaniu”.
Równocześnie, prowadzono rozmowy w sprawie powrotu do Wilna, choćby symbolicznego. Przede wszystkim jednak pilna stawała się kwestia zapewnienia ciągłości władz uniwersytetu. 4 września rektor pisał do MSZ na ręce ministra WRiOP: „W myśl życzenia wyrażonego podczas narady JWPana Szefa Sekcji prof. dr. A. Wrzoska oraz Rektora Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie prof. dra Siedleckiego z JWPanem Wiceministrem Janem Dąbskim, Rektorat Uniwersytetu Wileńskiego zwraca się niniejszym z prośbą o wskazówkę w następującej sprawie: Z powodu działań wojennych Uniwersytet Wileński musiał opuścić dotychczasową siedzibę. Jego biura oraz uratowany dobytek znajdują się tymczasem w Poznaniu. Pierwszy rok istnienia wskrzeszonej Wszechnicy kończy się z dniem 1-go października b.r., w tym dniu również kończy się automatycznie okres, na który został mianowany zarząd Uniwersytetu a mianowicie: Rektor, Prorektor i Dziekani. Rektorat stoi na stanowisku, że w obecnym czasie nie można dawać nawet pozoru iż jest zamierzona lub dokonywa się likwidacja Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie. Z tego powodu jest rzeczą konieczną, aby agendy kancelaryjne tej instytucji nie doznały przerwy, oraz aby władze tegoż Uniwersytetu mogły nadal istnieć jako jego przedstawicielstwo. Sprawa jednak mianowania nowego Zarządu Uniwersytetu na następny rok szkolny (1920-21) mieści w sobie pewne zawiłości polityczne: Uniwersytet Wileński był otwarty przez Naczelnika Państwa zaś na mocy osobnego rozkazu był zrównany z innymi Wszechnicami Polskimi i faktycznie jest Uniwersytetem państwowym polskim, utrzymywanym przez Skarb Państwa Polskiego i zależnym od Ministerstwa WRiOP w Warszawie, a nie od Zarządu Cywilnego Ziem Wschodnich. Wobec tego byłoby rzeczą najprostszą gdyby Nowy Zarząd Uniwersytetu został utworzony przez dalszą nominację. W razie gdyby to było, ze względów politycznych niemożliwe to można by w ogóle nie przeprowadzać nominacji, a w takim razie ustępujący Rektor zostały automatycznie prorektorem (w myśl ogólnych ustaw uniwersyteckich) zaś dziekani – prodziekanami a wszyscy pełniliby czynności urzędowe tylko zastępczo. Drugi sposób załatwienia sprawy ma tę złą stronę, że mógłby być tłumaczony zwłaszcza przez koła litewskie, bardzo wrażliwe na sprawę Uniwersytetu w Wilnie jako zrzeczenie się praw do Uniwersytetu Wileńskiego, przez zerwanie ciągłości jego zarządu. Dać by to mogło powód do pogłosek o likwidacji Uniwersytetu Wileńskiego, czego zarówno Rektorat jak i Ministerium WRiOP koniecznie pragną uniknąć.
Przedstawiając też sprawę Rektorat uprasza Ministerium Spraw Zagranicznych o spieszną decyzję i wskazówkę jak w tym wypadku postąpić oraz zaznacza, że sprawa jest bardzo pilna gdyż od 15 września wchodzi w życie nowa ustawa, która wprowadza nowy sposób wyboru zarządu Uniwersytetu Wileńskiego”.
CDN
Dr hab. Mirosław Adam Supruniuk, UMK w Toruniu, historyk nauki, kultury i sztuki, wydawca, twórca Archiwum Emigracji i Muzeum Uniwersyteckiego w ToruniuDr hab. Anna Supruniuk, UMK w Toruniu, historyk nauki, mediewista, kierownik Archiwum UMK