Zapewne czymś dobrym jest czytanie książek o Wacławie Berencie, ale bez wątpienia jeszcze lepszym sięgnięcie po Żywe kamienie, Próchno czy Oziminę. Lektura tych powieści nie jest karkołomnym przedsięwzięciem, które wymagałoby czegoś więcej niż zdrowy rozsądek, ogłada literacka i najogólniejsze rozeznanie w kulturze humanistycznej. Każdy jako tako wyposażony w ów arsenał upora się ze spuścizną naszego modernisty. Berenta nie tylko należy czytać, lecz także ciągle da się czytać, na przekór różnym literaturoznawcom, którzy uczynili wiele, aby odstraszyć od jego twórczości. Ostatecznym celem działalności literaturoznawczej winno być rozjaśnianie meandrów pisarstwa i zachęta do lektury. Jeżeli badacz tak bardzo skupia się na wymyślonych przez siebie teoriach, że nie starcza mu już czasu i chęci na analizę dzieła samego w sobie, to jest to działalność chybiona. Powtarzam: w takim wypadku zawsze lepiej czytać Berenta od wymysłów przysłowiowego Kowalskiego na temat pisarza.
Choć powyższe zastrzeżenie jest niezbędne, na szczęście nie odnosi się do pracy Aleksandry Wójtowicz Przestrzeń „Oziminy” Wacława Berenta. Autorka konsekwentnie realizuje swój projekt badawczy, nie kryjąc przy tym uwikłania w cały szereg koncepcji o określonej proweniencji, co nie przeszkadza jej jednak – nazwijmy to – trwać przy dziele. Warto przywołać następującą uwagę: „Ozimina Wacława Berenta jest dowodem na to, że kategoria przestrzeni odgrywa kluczową rolę w utworze epickim i ułatwia odczytanie sensów w nim obecnych, jednak analiza angażująca instrumentarium topograficzne musi współgrać z uważną, wnikliwą lekturą tekstu”. Zachowany zostaje właściwy porządek, a więc od szczegółu do ogółu, od faktów do ich interpretacji. Nie ma natrętnego doszukiwania się dowodów, które zaświadczałyby o prawdziwości z góry przyjętych tez. Nawet wieńczący pracę rozdział, w którym autorka nazywa Oziminę „fugą prozatorską”, choć najbardziej dyskusyjny, jest przekonująco uzasadniony. Rozważania o powinowactwach schematu powieści i utworu muzycznego poprzedzone są analizą spacjologiczną. Najpierw więc zrekonstruowany został warszawski kontekst przestrzenny z lat 1904-1910 (pierwsze wydanie Oziminy ukazało się w 1911 roku), a następnie skonfrontowany z przestrzenią wykreowaną w samym dziele. Autorka posługuje się z jednej strony terminem „przestrzeń Oziminy”, z drugiej „przestrzeń w Oziminie”.
Nie miejsce tu na szczegółowe referowanie ustaleń Aleksandry Wójtowicz. Wystarczy powiedzieć, że jej praca mieści się w nurcie badań literaturoznawczych, w których fundamentalne znaczenie przypisuje się kategorii przestrzeni. Oczywiście spacjalność może być różnie rozumiana i interpretowana, ale pomijanie tej problematyki prowadzi do swoistego kaleczenia dzieła. Niech ktoś spróbuje czytać kryminały S.S. Van Dine’a bez dołączonych do nich szkiców topograficznych, z pominięciem kontekstu przestrzennego. Albo z wyższej półki… Przywołajmy Alaina Robbe-Grilleta i jego Żaluzję. Lekturze musi towarzyszyć szkic sytuacyjny posesji plantatora bananów. To tylko przykłady pierwsze z brzegu, które można by mnożyć. Na 369 stronie Przestrzeni „Oziminy” Wacława Berenta autorka dołączyła sporządzony przez siebie hipotetyczny układ domu Niemanów odtworzony na podstawie tekstu powieści. Dobrze byłoby, gdyby ów plan dołączany był teraz do wszystkich wznowień dzieła Berenta. Na pewno ułatwi lekturę i zrozumienie wszystkich wydarzeń owej zimowej nocy z 1904 roku w Warszawie.
Przed laty Henryk Markiewicz narzekał, że kategoria przestrzeni w o wiele mniejszym stopniu przyciąga uwagę teoretyków niż kategoria czasu. Spostrzeżenie uczonego wydaje się wciąż aktualne. Praca Aleksandry Wójtowicz wypełnia lukę w polskim literaturoznawstwie.
Tomasz Kłusek
Aleksandra WÓJTOWICZ, Przestrzeń „Oziminy” Wacława Berenta, Wydawnictwo Instytutu Badań Literackich PAN, Warszawa 2019.
Wróć