Obowiązujący system awansów naukowych sprawia, że przeciętny polski profesor jest w wieku emerytalnym.
Postulat zniesienia obowiązku habilitowania pojawił się na krajowej scenie szkolnictwa wyższego na początku lat 90. XX wieku. W tamtych czasach wspierali go głównie adiunkci, którzy z różnych powodów habilitacji nie uzyskali. Zapewne to był jeden z ważnych powodów, które zadecydowały o tym, że jej wówczas nie zlikwidowano. Drugi był taki, że wciąż jeszcze bardzo silna była stara kadra profesorska, która nie wyobrażała sobie innej formy awansu naukowego. Gdzieś w podtekście pojawiał się pewnie brak zaufania do kolegów po fachu. Nie cieszyła się nim też Centralna Komisja, ale zawsze był to dodatkowy element sita naukowego. Nie zaproponowano też wówczas sensownej alternatywy dla habilitacji.
Ponownie problem powrócił w czasach, gdy ministrem nauki była prof. Barbara Kudrycka. Kiedy odchodziła z MNiSW, powiedziała mi, że żałuje, że nie zlikwidowała habilitacji. Postulat taki pojawił się też w projektach reformy szkolnictwa wyższego w początkach kierowania resortem nauki przez dr. Jarosława Gowina.
Jednak ostatecznie habilitacja pozostała w systemie awansów naukowych nieco tylko osłabiona, bo można zostać profesorem uczelni bez habilitacji. Zapewnia to wyższą płacę, prestiż – pozycję w grupie profesorów, ale wciąż nie daje wszystkich przywilejów, które związane są z habilitacją: uczestnictwo w pewnych gremiach (np. RDN) i procedurach (promotorstwo). Teraz jednak za postulatem zniesienia habilitacji stanęli uczeni z dużym dorobkiem, już habilitowani, często profesorowie. Na dodatek dołączyli do nich starsi profesorowie o silnej międzynarodowej pozycji naukowej, którzy nie obawiają się konkurencji młodych naukowców bez habilitacji. Niewątpliwie sprzyja temu postulatowi większa autonomia uczelni wprowadzona Ustawą 2.0.
W marcu tego roku z inicjatywą zmian wystąpiła Rada Młodych Naukowców – organ, który powołała B. Kudrycka, a J. Gowin zachował w grupie ciał doradczych ministra nauki. Zorganizowała posiedzenie poświęcone habilitacji i zaprosiła na nie grono osób, których opinię w tej sprawie uznała za interesującą lub ważną. Sama natomiast przygotowała uchwałę dotyczącą fakultatywności habilitacji. Co ważne, podczas spotkania postulaty w tej sprawie przedstawiali ci członkowie Rady, którzy formalną samodzielność naukową już uzyskali. Nie można ich zatem posądzać o koniunkturalizm.
Jarosław Gowin, wówczas jeszcze minister nauki, zwrócił uwagę na to, że część rozwiązań wprowadzonych w Ustawie 2.0 w wyniku konsultacji i prac parlamentarnych nie jest zgodna z intencją ministerstwa. Dotyczy to także systemu awansów naukowych. Podkreślił, że środowisko akademickie jest przywiązane do dotychczasowych rozwiązań w tym obszarze. Natomiast on sam uważa, że obecny system awansów nie sprzyja rozwojowi nauki m.in. dlatego, że oddala moment uzyskania samodzielności naukowej.
Dr Piotr Wojtulek, przewodniczący RMN, wyraził opinię, że kwestia habilitacji nie została dogłębnie przedyskutowana, a rozwiązania wprowadzone w tym zakresie przez Ustawę 2.0 nie są faktycznie realizowane. Zamiast być znoszonym, utrwala się wertykalny system awansu, oparty na formalnych stopniach, a nie na rzeczywistym dorobku badawczym. Potwierdziła to na przykładach dr hab. Katarzyna Jarzembska, chemiczka z UW, członek RMN. Pokazała, że wymóg habilitacji wciąż jest podtrzymywany w warunkach ogłaszanych konkursów na stanowiska profesorskie, m.in. na UAM, UMK i PG. Pojawia się też w uregulowaniach statutowych jako wymóg uzyskania funkcji w uczelni.
P. Wojtulek przedstawił wystąpienie nieobecnego dr. hab. Ignacego Zalewskiego z Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina. Pytał retorycznie: „Czy w naszych warunkach doktor z dużym dorobkiem wygra w konfrontacji z doktorem habilitowanym z marnym dorobkiem?”. Stwierdził, że polska habilitacja nie jest kompatybilna z systemami zagranicznymi, a do tego jest u nas traktowana jako jedyny wyznacznik samodzielności naukowej. Jakby tego było mało, przyznawana jest na podstawie odpowiednio sprofilowanej części dorobku naukowego badacza, a nie całego dorobku po doktoracie. Przytoczył kilka informacji: średnia wieku uzyskania habilitacji – czyli formalnej samodzielności naukowej – to w Polsce 49 lat, a wiek realnego doktora habilitowanego – 57; średnia wieku profesora to już 65 lat (to faktycznie jest wiek emerytalny!). Na dodatek habilitacja daje dostęp do pewnych przywilejów, których nie ma profesor uczelni z doktoratem.
Szef RMN widzi trzy możliwe rozwiązania kwestii habilitacji: pozostawienie stanu obecnego, zniesienie habilitacji oraz fakultatywność habilitacji. Zdaniem Wojtulka, ustawa PSWN poszła w tym trzecim kierunku, ale faktycznie rozwiązania przez nią wprowadzone nie funkcjonują, co wykazała wcześniej K. Jarzembska. Jakie negatywne skutki ma obecna sytuacja? P. Wojtulek uważa, że ogranicza ona konkurencyjność w nauce i blokuje dopływ kadr spoza naszego systemu. Spłaszczenie systemu stopni zlikwidowałoby te dwie bariery rozwoju nauki w Polsce. Dr Wojtulek podał też przykład niemiecki pogodzenia starego i nowego systemu stopni i stanowisk. W znanym mu uniwersytecie w Bremie lider grupy badawczej nie musi mieć habilitacji, a profesor nie musi być liderem zespołu naukowego.
Dr hab. Justyna Płotka-Wasylka, prof. PG, która określiła się jako zwolenniczka pozostawienia habilitacji, postulowała, aby ocena dorobku habilitacyjnego miała holistyczny charakter, a nie ograniczała się do krótkiego okresu i wąskiego zakresu działań naukowca. Kryteria awansu powinny uwzględniać doświadczenia w kierowaniu projektami badawczymi. Obecne kolokwium natomiast powinien zastąpić otwarty wykład habilitacyjny, który umożliwiałby dyskusję z tezami kandydata do awansu.
Dr hab. Sebastian Granica z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego próbował określić warunki i wskazać korzyści z wprowadzenia faktycznej fakultatywności habilitacji. Wśród warunków samodzielności naukowej wymienił m.in. zdolność do tworzenia projektów naukowych i kierowania ich realizacją, a także umiejętność tworzenia zespołu naukowego i kierowania nim. Wskazał na rosnącą rolę indywidualnej oceny pracownika. Za główną korzyść uznał spłaszczenie systemu awansów, co może spowodować korzystny wzrost konkurencyjności w nauce. Równocześnie owa fakultatywna habilitacja będzie pełniła funkcje gwarancyjne, zapewniając jej posiadaczowi, niezależnie od pełnionych w uczelni funkcji, np. możliwość promowania czy udziału w ocenie dorobku naukowego innych.
Prof. Jan Szmidt, przewodniczący KRASP i rektor Politechniki Warszawskiej, wystąpił jako pierwszy z zaproszonych ekspertów. Podkreślił znaczenie stabilizacji zawodowej, do czego potrzebne są dwa stopnie naukowe. Jego zdaniem doktorat powinien być analizą przypadku, a habilitacja czy jakikolwiek inny drugi stopień – syntezą wielu przypadków. Uznał też, że nie trzeba ujednolicać systemu na różnych typach uczelni.
– Dajmy sobie spokój z habilitacją – powiedział wprost prof. Andrzej Jajszczyk z AGH, członek Rady Naukowej ERC i przewodniczący Oddziału Krakowskiego PAN. – Ona tylko komplikuje system, a nie przyczynia się do utrzymania poziomu badań. Obecnie często habilitacja zamiast realizować wytyczne systemowe, jest kpiną z systemu. Dlatego trzeba ją zastąpić rzetelnymi konkursami na stanowiska uniwersyteckie – konkludował stanowczo A. Jajszczyk.
Inne stanowisko zaprezentował prof. Stanisław Kistryn, prorektor UJ ds. nauki i szef Uniwersyteckiej Komisji Nauki. Uznał, że habilitacja jest częścią sytemu, a nauka ma charakter hierarchiczny. To prawda, że habilitacja bywa trywializowana, ale zamiast ją likwidować, należy dążyć do tego, żeby stała się znakiem jakości naukowej. Wyraził też opinię, że należy ją uzyskiwać przed radą dyscypliny naukowej w innym niż macierzysty uniwersytecie.
– Habilitacji nie ma nigdzie na świecie, a już zupełnie egzotyczny jest tytuł profesora nadawany centralnie – powiedział prof. Zbigniew Błocki, matematyk z UJ, dyrektor Narodowego Centrum Nauki. Zauważył, że w programach NCN ani habilitacja, ani tytuł profesora nie grają roli. W konkursach OPUS 20% grantów trafia do badaczy bez habilitacji. Zgodził się jednak z opinią, że obecnie trudno będzie, z powodów społecznych, zlikwidować oba wspomniane przez niego elementy awansu naukowego. Można i należy jednak sprawić, by za habilitacją i profesurą nie szły żadne uprawnienia i przywileje (Ustawa 2.0 takie pozostawiła, a profesorom nawet dodała nowe), co pomoże w ich likwidacji w przyszłości. – To muszą być puste tytuły – kończył szef NCN.
Inaczej widzi sprawę prof. Grzegorz Węgrzyn, biolog z Uniwersytetu Gdańskiego, przewodniczący Rady Doskonałości Naukowej. – Habilitacja jest elementem systemu obrony środowiska, odpowiednikiem amerykańskiej tenure track. Ponieważ w polskim systemie prawnym rozstanie się z pracownikiem naukowym jest niemal niemożliwe, to habilitacja jest sposobem zapewnienia jakości. Jeśli ją usuniemy, musimy wprowadzić jakiś substytut – mówił G. Węgrzyn.
Prof. Małgorzata Kossowska, psycholog z UJ, przewodnicząca Rady NCN, powiedziałam mocno: – Jestem przeciwko habilitacji, bo ona nie działa, jest przestarzałym elementem systemu, którego należy się pozbyć. Powinna być zlikwidowana. Szefowa Rady NCN postulowała, aby kryteria awansu były jednakowe dla całej nauki, w tym dla humanistyki, oraz że trzeba zrezygnować ze stosowania kryteriów ilościowych w ocenie dorobku naukowego badaczy.
Prof. Marcin Pałys, rektor Uniwersytetu Warszawskiego, rozpoczął pytaniem: – Można sobie wyobrazić świat bez habilitacji, ale jak do niego dotrzeć? Skoro już jest, to musi być skutecznym kryterium jakości. Zatem powinna zawierać element publicznego przedstawienia tez i poddania ich dyskusji naukowej. Żeby można było myśleć o zniesieniu habilitacji, trzeba zrównać prawa badaczy z habilitacją i bez niej. Najtrudniejszą kwestią jest, zdaniem rektora UW, promotorstwo. M. Pałys zauważył też, że obecnie jest spora grupa doktorów habilitowanych, którzy w hierarchii uniwersyteckiej są wciąż adiunktami, a równocześnie istnieje deficyt stanowisk profesorskich.
Prof. Izabela Święcicka, biolog, prorektor ds. nauki Uniwersytetu w Białymstoku, wyraziła opinię, że habilitacja jest obecnie potrzebna. Pozostaje pytanie o kryteria i formę jej uzyskiwania.
Aleksy Borówka, przewodniczący Krajowej Reprezentacji Doktorantów, wyraził opinię, że system szkół doktorskich – kształcenia doktorantów w powiązaniu z badaniami naukowymi – jest nakierowany na samodzielność naukową, która nie jest przyporządkowana do stopnia naukowego. W tej sytuacji habilitacja nie wydaje się konieczna.
Dr hab. Piotr Stec, prof. Uniwersytetu Opolskiego, prawnik, zauważył, że nasz system jest obecnie hybrydą między Niemcami (duża autonomia) i Francją (silna kontrola). Pracownik naukowy jest urzędnikiem, który dzięki drabinie stopni i tytułów ma klarowną, formalną ścieżkę, instytucjonalną gwarancję awansu, nie do końca powiązaną z osiągnięciami badawczymi. – Gdy uczelnia jest autonomiczna, zewnętrzne ciała, jak RDN, nie są potrzebne – mówił. Zwrócił uwagę na „dyktaturę profesorów” w uczelniach oraz blokowanie stanowisk przez emerytów.
Na koniec zabrali głos przedstawiciele ministerstwa. Zarówno wicepremier Jarosław Gowin, jak i podsekretarz stanu w MNiSW Anna Budzanowska zadeklarowali się jako zwolennicy likwidacji habilitacji. Min. Gowin stwierdził, że propozycja Rady Młodych Naukowców, aby habilitacja była fakultatywna i aby nie wiązały się z nią żadne przywileje, to próba rozwiązania problemu, który sami sobie stworzyliśmy. Mamy w tej chwili zbyt późne usamodzielnienie naukowe. Młodzi badacze spoza kraju wskazali habilitację jako główną barierę ich powrotu do kraju. – Jestem przywiązany do zachowania specyfiki narodowej wtedy, gdy jest to atutem lub ubogaceniem, a nie obciążeniem – mówił Gowin.
Rezultatem przedstawionego posiedzenia była uchwała RMN z połowy marca postulująca rzeczywistą fakultatywność habilitacji. Oprócz ścieżki awansu z habilitacją i profesurą belwederską – to taki ukłon RMN w stronę tych, co nie wyobrażają sobie lepszej nauki niż mamy obecnie – powinna pojawić się druga, która ma „umożliwiać także osobom ze stopniem doktora obejmowanie stanowisk i funkcji w uczelni oraz nabycie części praw przysługujących osobom ze stopniem doktora habilitowanego”. Korzyścią z takiego rozwiązania ma być większa elastyczność polityki kadrowej w uczelniach, w tym możliwość zatrudniania „naukowców, którzy realizowali swą karierę za granicą”. Kryterium polityki zatrudniania miałby być dorobek naukowy, a nie formalne stopnie i tytuły.
Dalej w uchwale czytamy, że ocena awansowa powinna uwzględniać całość dorobku, bez wyodrębniania dorobku „po doktoracie” oraz wskazywania „osiągnięcia habilitacyjnego”. „To całkowita działalność naukowa kształtuje naukowca i nie należy pomijać lub wykluczać części dorobku wyłącznie ze względu na datę publikacji. Należy także podkreślić, że dorobek naukowy nie ulega przedawnieniu” – czytamy w dokumencie.
Piotr Kieraciński
Znacznie bardziej stanowczą opinię na temat awansów naukowych w Polsce przedstawili Natalia Letki i Marcin Nowotny w FA 6/2019. W bieżącym numerze na str. 42 pokazują oni, wraz z Barbarą Klajnert-Maculewicz, czym zastąpić habilitację i profesurę.