Grzegorz Filip
W dawnych czasach lęk przed nieznanym lub słabo poznawalnym wykorzystywany bywał przez elity władzy przeciwko poddanym w celu utrzymania ich w karbach. Obrazowo pokazuje to Bolesław Prus w Faraonie, gdy kapłani, wiedząc, kiedy nastąpi zaćmienie słońca i jakie ono zrobi wrażenie na ludzie egipskim, planują wykorzystanie tego zjawiska do realizacji celów politycznych. Współcześnie rolę egipskich kapłanów przejęły media elektroniczne i społecznościowe, to one dyktują tematy, którym mają się danego dnia poświęcić odbiorcy i użytkownicy, one narzucają ton, narrację, sposoby oceny zjawisk i osób. I nie muszą w zasadzie czekać na tak spektakularne zjawisko, jak zaćmienie słońca, którego zresztą nikt się już dzisiaj nie obawia. Wystarczy pretekst, by można było wywołać kryzys. Egipscy kapłani wykorzystywali ciemnotę ludu, media wykorzystują naszą łatwowierność, nieuwagę, powierzchowność odbioru treści, co ułatwia im manipulację i kreowanie baniek informacyjnych. Stąd medialne bomby i kapiszony. Dzisiejsze media mniej informują, bardziej dyktują nam, co mamy myśleć.
Lęk przed zjawiskami astronomicznymi, których naturę poznają w naszych czasach uczniowie szkół podstawowych, zastąpiły inne lęki, na przykład przed szczepionkami, energią jądrową czy żywnością modyfikowaną oraz ich wpływem na nasze zdrowie. Kilkadziesiąt lat temu nasi dziadkowie popukaliby się w głowę, gdyby im ktoś opowiedział, jaką wagę będziemy przywiązywać w XXI wieku do żywności, jej pochodzenia, jakości, czystości. Odbiorcy wiadomości oczekują gwarancji: zdrowe – niezdrowe, bezpieczne – niebezpieczne. A ponieważ media dawno już się wyrzekły odpowiedzialności za słowo, rozluźniły związek między podawanymi informacjami a prawdą, ludzie są zdezorientowani i łatwo o wywołanie paniki. Tymczasem jedni naukowcy opowiadają się po tej, drudzy po tamtej stronie. Zdania są podzielone. Komu wierzyć? To zamieszanie obniża społeczne zaufanie do nauki. Możecie sobie mówić – myśli obywatel – że nauka nigdy nie przynosi rozstrzygnięć ostatecznych, że teorie są falsyfikowane i zmieniają się paradygmaty, że badania nie wytrzymują replikacji, ale ja chcę wiedzieć, czy mam zaszczepić dziecko, czy nie! I ma rację.
Gdy wiedza nie daje jednoznacznych odpowiedzi, pojawia się wiara albo niewiara. Ale też wiedza bywa po prostu niedostateczna. I nie dlatego, że jej nie szukamy, dlatego że się jej nie dostarcza. Wszystkie kryzysy – szczepionkowy, klimatyczny czy GMO – wyrastają z podejrzeń, że komuś zależy na ukrywaniu prawdy, ktoś na nim zarabia. Media nie są wolne od uwarunkowań ekonomicznych, przeciwnie, są im silnie poddane, nie jest od nich wolna również nauka, szczególnie nauki o zdrowiu, które generują produkty i procedury kupowane przez miliardy klientów. Wiemy o tym i, kiedy chodzi o nasze zdrowie, nie ufamy ani mediom, ani nauce. To naturalne.
Dlatego bardzo mnie irytują postawy uczonych, którzy zamiast wytłumaczyć swoje racje, kpią z zaniepokojonych, zamiast użyć prostego języka, uciekają w naukowy żargon, puszą się i demonstrują arogancję, zamiast ułożyć sobie prostą, dobrze uargumentowaną wypowiedź do kamery, wikłają się i plączą. Takie postawy nie przywrócą zaufania do nauki. Do mediów nie wystarczy przyjść z racjami, za którymi stoją wyniki badań. Trzeba jeszcze… Jeszcze! Trzeba przede wszystkim umieć je przekazać.
Wróć